Wyszliśmy z Helsingoru punktualnie o 16.00. Wiało. Chociaż właściwie to powinnam powiedzieć, że porządnie wiało. I to niestety prosto w dziób. Szliśmy na silniku dokładnie pod wiatr i pod falę. I czekało nas to niestety przez ponad 10 mil, później mieliśmy odbić w lewo i próbować stawiać żagle, tak przynajmniej zarządził Kapitano. Czytaj dalej
Archiwa tagu: wyzwanie
SUND, wiatraki, KOPENHAGA, Christiania i wizyta na zamku HAMLETA .
Ocknęłam się po jakiejś godzinie snu i wybiegłam na pokład w ciągu kilkunastu sekund. Wiem, że niektórzy mogą się ze mnie śmiać, ale jak jestem na łodzi, to przed wskoczeniem do koi zdejmuję tylko sztormiak i czasem czapkę. Ktoś już jakiś czas temu był bardzo zdziwiony widząc, że idę spać w butach, ale w sytuacji kiedy coś dzieje się na pokładzie, w pół minuty jestem w stanie być przy żaglach. Już na Zjawie zdarzyło mi się spać w czapce i rękawiczkach, więc teraz sypiam w trampkach….. Zauważyłam, że Gosia też przejęła już ten zwyczaj.
Przez Bornholm do Kopenhagi ……
Wszyscy długo czekaliśmy na nasz pierwszy rejs Onko-Sailingowy, a te dziesięć dni na morzu tak szybko minęło….
Ruszyłyśmy z Gosią w piątek o 10 rano. Planowałyśmy szybciej ale zapakowanie się chwilę nam zajęło, tym bardziej że musiałyśmy podjechać do mnie do pracy po prowiant.
A konkretnie po słoiki z naszymi obiadami. Czytaj dalej
ONKO-SAILING – zakończyliśmy nasz pierwszy rejs !!!
Pierwszy rejs naszej grupy żeglarskiej Onko-Sailing został zakończony. Wypłynęliśmy, przepłynęliśmy i dopłynęliśmy tam gdzie zaplanowaliśmy, a właściwie to jeszcze dalej..
Ale po kolei. Najpierw dotarliśmy na Bornholm. Po krótkiej dyskusji zapadła decyzja, że to będzie Svaneke. Niestety znowu objedliśmy się smakiem, bo knajpki ze śledziami były zamknięte. Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Kopenhagi. Czytaj dalej
Nasza KOPENHAGA …….
Kopenhaga jest jednym z miejsc, na mojej tak zwanej liście, którą zrobiłam jeszcze w trakcie chemii. Rak uświadomił mi, że nie można tych planów związanych z podróżami odkładać na „wieczne nigdy”, bo tak najnormalniej w świecie można po prostu nie zdążyć. Więc zamiast planować i jeździć palcem po mapie, zaczęłam po prostu te moje plany wyjazdowe realizować. Czytaj dalej
ONKO-SAILING – nasz pierwszy rejs po Zatoce.
Pierwsze koty za płoty. Popłynęliśmy. I dopłynęliśmy. I to tam, gdzie wstępnie zaplanowaliśmy. Ale po kolei. Nasz pierwszy poważny rejs, czyli oficjalny rejs grupy żeglarskiej ONKO-SAILING rozpocznie się 20-go maja. Wtedy ruszymy przez Bałtyk do Kopenhagi. Ale to dopiero za dwa tygodnie. Teraz to było takie preludium przed tym naszym „dużym” rejsem.
Moja Norwegia – czyli kraj fiordów, Troli i niekończących się tuneli.
Tak naprawdę to nie wiem co takiego niezwykłego jest w Norwegii, ale zawsze chciałam tam pojechać. Może to po prostu te fiordy… Zawsze fascynowało mnie oglądanie zdjęć pionowych skał wyrastających z wody, stromych głazów odbijających się w czarnej niczym nie zmąconej wodzie. Pamiętam, że wiele, wiele lat temu bardzo marzył mi się Nordkapp, ale zawsze wydało mi się to potwornie daleko. No cóż może tym razem to nie był Przylądek Północny, ale jednak poleciałam do Norwegii.
ONKO-SAILING – czyli żeglowanie onkologiczne…….
Cóż, życie z pasożytem już nigdy nie będzie takie jak przed nim. To prawda, ale jakby mi ktoś powiedział jak bardzo się ono zmieni, to nie uwierzyłabym. Dokładnie rok temu powstała idea OnkoRejsu. Niemal dokładnie pół roku temu przepłynęłyśmy Bałtyk i zrealizowałyśmy nasze marzenia. Ale kilka z nas ciągle miało niedosyt i było nam mało. Chciałyśmy żeglować. Próbowałyśmy na różne sposoby zorganizować coś, dzięki czemu można połączyć ludzi chorych onkologicznie, Czytaj dalej
MOJE TATRY 2015 – Rysy i Morskie Oko.
Chciałabym żeby te moje lipcowe samotne wyjazdy w Tatry weszły na stale do mojego kalendarza. Mam nadzieję że tak będzie, bo w tym roku również pojechałam. Zaplanowałam sobie ten mój wyjazd dokładnie, ale jak to u mnie – wszystko wyszło „jak zwykle”.
Rok życia w symbiozie …….. z pasożytem.
Minął rok, dobry rok, (nie wiem, czy) z żalem dziś żegnam go ……. W każdym razie żegnam, bo 7-go lipca minął rok. Dokładnie rok. Rok temu zakończyłam pierwszy etap leczenia. To właśnie wtedy usłyszałam od mojej pani Doktor, że mam żyć „normalnie”. Żyję. Ale czy normalnie? Zależy jak dla kogo. Dużo się przez ten rok wydarzyło. Dużo dobrych rzeczy, ale i tych o których chciałabym nie pamiętać. Przede wszystkim nauczyłam się życia w symbiozie – symbiozie z moim pasożytem. Przestałam się oszukiwać, że jeszcze kiedyś będzie ono wyglądało tak jak było „przed” pasożytem, bo ja nie chcę dzielić życia na „przed” i „po” nim, ale……… No właśnie cały czas jest to ale…….. Czytaj dalej