DRODZY, ……………

Kiedy zaczęłam pisać Biegnę-z-rakiem-przez-życie w 2014 roku, nigdy nie myślałam, że będziecie tutaj ze mną tak długo i że będzie Was tak wielu. Zaczęłam pisać mój blog, bo musiałam wyrzucić z siebie to wszystko co nagromadziło się we mnie w tracie leczenia. Pisałam o chorobie, o procesie leczenia, o tym przez co przeszłam, o moich doświadczeniach, o moich emocjach. Z czasem zaczęłam pisać o moich planach, o moich marzeniach, o tym co jeszcze chciałabym zrobić, co jeszcze chciałabym osiągnąć. Nigdy nie myślałam, że dzięki pasożytowi pojawi się w moim życiu tyle ciekawych możliwości, tyle przygód, tyle kolejnych marzeń i że poznam tylu wspaniałych ludzi – i tych poznanych w realu i tych poznanych wirtualnie. Zaczęłam też pisać o moich refleksjach, przemyśleniach. Dzieliłam się Wami moimi wrażeniami z odbioru rzeczywistości która nas otacza, ale pisałam też i o absurdach których doświadczam i o moich frustracjach i to nie tylko tych związanych z pasożytem.

Czytaj dalej

ZASZCZEPIŁAM SIĘ PO RAZ TRZECI – DLACZEGO ……???

…….no właśnie dlaczego? Powodów jest wiele, ale zanim o nich napiszę – kilka słów wyjaśnienia. Otóż zarzucono mi ostatnio – zresztą nie po raz pierwszy – że pisząc o swoich kolejnych dawkach szczepionek przeciwko covid, publikując swoje zdjęcia, publikując certyfikat szczepienia, namawiam do szczepień, agituję i robię kryptoreklamę. Chciałabym coś wyjaśnić. Nie agituję, nie namawiam, nie reklamuję (choć szczerze mówiąc zaczęłam się właśnie zastanawiać, że może powinnam to zacząć robić), po prostu dzielę się swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami i doświadczeniami, i właśnie przez to chciałabym do szczepień zachęcać.

Czytaj dalej

Gosia …… nie potrafię się z Tobą pożegnać ……..

Wielokrotnie pisałam już o tym, że od wielu lat, śmierć jest nieodzowną częścią mojego życia i że powinnam się na nią trochę uodpornić. W ciągu ostatnich lat zabrała moich rodziców i wiele bliskich mi osób – tych z mojej najbliższej rodziny i również z tej dalszej. Zabrała wielu moich znajomych, przyjaciół, wiele osób które po prostu znałam, z którymi spotykałam się na co dzień, z którymi pracowałam, żeglowałam, imprezowałam i piłam piwo. 

Tylko czy na śmierć można się choć w najmniejszym stopniu uodpornić? Każda śmierć zostawia w nas ślad na długie lata, a może już na zawsze. Fakt, że po jakimś czasie ten ból trochę mija, ale wydaje mi się że wraz z upływem czasu, ból po stracie nigdy nie mija na zawsze.

Co roku odchodzą również bliskie mi osoby onkologiczne, bo ten nasz pasożyt potrafi być bardzo zdradliwy. W lutym odeszła Ania z którą kiedyś żeglowałam i która nie miała jeszcze trzydziestki i szmat życia przed sobą.

W czwartek odeszła Gosia…….

Czytaj dalej

TATRY ZIMĄ – część I

Szczerze mówiąc Tatry, czy w ogóle góry zimą kojarzyły mi się z nartami. Odkąd pamiętam, na tych nartach jeździłam, a zimą zawsze w tym celu jechałam w góry i ten rytuał trwał przez wiele lat. Zanim pojawiły się dzieci były to raczej krótkie wypady na przedłużony weekend, a później wyjazdy tygodniowe, czasem dłuższe. Moje dzieci dość wcześnie „wsadziłam” na narty, bo syn miał 2 lata i 8 miesięcy, a córka 2 lata i 10 miesięcy. Efektem tej wczesnej edukacji było to, że w wieku kilku lat oboje śmigali tak, że trudno było za nimi nadążyć. A że całej naszej rodzinie jazda na nartach sprawiała dużą frajdę, to jeszcze przez wiele lat góry zimą nadal kojarzyły się przede wszystkim z wyjazdem na narty. Aż do roku 2019, kiedy w lipcu wylądowałam na Kaukazie, czyli potocznie mówiąc dostałam zimę w środku lata. Czytaj dalej

Zaszczepiłam się w pierwszym możliwym terminie – dlaczego?

….. bo nie miałam najmniejszych wątpliwości że tak trzeba, bo widziałam zbyt dużo ludzi zakażonych koronawirlsem w moim najbliższym otoczeniu i widziałam jak ciężko niektórzy z nich tego covid’a przechodzą, bo słyszę co mówią o swoich ciężko chorych i umierających pacjentach moi przyjaciele lekarze, których oddziały zostały przekształcone w oddziały covidowe, bo ciągle słyszę że ktoś ma wynik pozytywny i widzę co się dzieje wokół mnie i wśród moich znajomych, których posiadam dość znaczną ilość, bo widzę powikłania po-covidowe wśród stosunkowo młodych ludzi i widzę jakie piętno zostawia w nich przebyta choroba, bo chciałabym chronić swoich najbliższych, a mam w najbliższej rodzinie osoby starsze i nie chciałabym dowiedzieć się że są covid – pozytywni, bo ja coś przytargałam z pracy i wreszcie dlatego że jestem trzeźwo myślącą i bardzo pragmatyczną osobą wierzącą w medycynę i w jej rozwój.

Czytaj dalej

W jaki sposób zostałam cudownie ozdrowiona …………

…….. przez szacowny zespół do spraw orzekania o niepełnosprawności. Bo ja od ponad roku już jestem całkowicie zdrowa (przynajmniej wg tych pań które zasiadały w komisji). Nic to że ani cycek mi nie odrósł, ani węzły chłonne, nic to że cały czas jestem pacjentką onkologiczną i jestem pod opieką poradni, nic to że przez te wszystkie lata pojawiły mi się kolejne problemy zdrowotne i jestem pod opieką kolejnych specjalistów. To nie ma żadnego znaczenia. Dla zespołu orzekającego ważne jest że dobrze wyglądam i że pracuję. I tyle.

Ale po kolei. 

Czytaj dalej

Ile kosztuje reklama Fundacji Nasze Dzieci? I po co ona jest? I dlaczego tych wydatków nie możnaby spożytkować w bardziej potrzebny sposób?

Od jakiegoś czasu widzę tę reklamę wszędzie. W różnej postaci, ale jest na każdej ulicy. W tym tygodniu niedaleko miejsca gdzie mieszkam na 500 metrowym odcinku ulicy zobaczyłam 6 bilbordów jeden po drugim, a dziś na dojazdówce do Makro w Ząbkach na 200 metrowej ulicy naliczyłam ich 5. No i tutaj pojawia się pytanie – kto za to płaci? Czy jest to jakaś kampania społeczna? Darmowa? Raczej nie sądzę bo darmowe bilbordy pojawiają się na krótko, a te wiszą już od dobrych kilku tygodni i to w zmiennej formie. Jakie są koszty takiej reklamy?

Czytaj dalej

TBILISI – ostatni etap mojej podróży do Gruzji.

Po zdobyciu Elbrusu, dotarciu do Azau, zjedzeniu czegoś pożywnego, doprowadzeniu się do porządku i po naszej imprezie świętującej wejście na szczyt, trzeba było zacząć się pakować. Wszystkie rzeczy „wysokogórskie” poupychałam do szczelnych foliowych worków z zamiarem wypakowaniach ich dopiero w domu z natychmiastowym włożeniem do pralki. W drodze powrotnej do Kazbegi, w naszej ekipie widać już było to rozprężenie po zejściu z gór. Wszyscy byliśmy już „na luzie” i chcieliśmy jeszcze spędzić razem ten czas który nam został. Ponieważ nie wykorzystaliśmy zapasowego dnia, na ostatniej pożegnalnej kolacji, wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że ten dzień spędzimy w Kazbegi i przeznaczymy go na odpoczynek, zakupy, szwendanie się po miasteczku i po prostu na robienie NIC. Czytaj dalej

KAUKAZ – część II – ELBRUS 5642 m n.p.m.

Po zejściu do Kazbegi czuć było tę ciężką atmosferę, wszyscy czuliśmy taki niedosyt – bo bardzo chcieliśmy ten Kazbek zdobyć. Tak sobie teraz myślę, że gdybyśmy się uparli to część z nas była na tyle mocna, że na pewno dotarłaby na szczyt. Tylko że to wejście to byłaby taka typowa „sztuka dla sztuki”. Zerowa widoczność, mocny wiatr i zacinający śnieg – zbierając to wszystko do kupy – wspinaczka w takich warunkach to żadna przyjemność. Pogoda może być trudna, ale musi być coś widać, bo zdobywanie szczytów w gęstym mleku – przynajmniej dla mnie – mija się z celem. Bo ja idę w góry przede wszytki dla tych pięknych widoków które tam na mnie czekają. Niestety czasem nie mam do nich szczęścia. Tak było kiedy wchodziłam na Gerlach, choć kilka razy chmury się rozwiewały, ale niestety Doliny Wielickiej nie zobaczyłam, tyko Kocioł Batyżowiecki. Kiedy wchodziłam na Krywań świeciło piękne słońce, niestety po kilku godzinach chmury poszły w górę i z pięknego widoku z Krywania zobaczyłam tylko gęste mleko. Teraz już wiem że muszę tam jeszcze wrócić. Na Świnicę wchodziłam trzy razy Czytaj dalej