Wzburzony Bałtyk czyli o tym jak przetrwaliśmy sztorm w Cieśninach Duńskich.

Wyszliśmy z Helsingoru punktualnie o 16.00. Wiało. Chociaż właściwie to powinnam powiedzieć, że porządnie wiało. I to niestety prosto w dziób. Szliśmy na silniku dokładnie pod wiatr i pod falę. I czekało nas to niestety przez ponad 10 mil, później mieliśmy odbić w lewo i próbować stawiać żagle, tak przynajmniej zarządził Kapitano. Czytaj dalej