Biegam, biegam, biegam – tylko dlaczego mam coraz mniej siły??

Mam coraz większą ochotę powiedzieć niczym Kaczka Katastrofa z książek dla dzieci o Panu Kuleczce – „jestem zła, zła, zła i będę zła…..”. Jestem zła, bo to wszystko co sobie zaplanowałam, wzięło w łeb. Oczywiście mówię o moich planach związanych z bieganiem. Niedawno usłyszałam takie zdanie – „chcesz rozśmieszyć Pana Boga – powiedz mu o swoich planach” i w moim przypadku sprawdza się to idealnie.

Nigdy nie myślałam że zregenerowanie się po moich zeszłorocznych przejściach zajmie mi aż tyle czasu. Pomimo tego że czuję się naprawdę dobrze, to daleko mi jeszcze do powiedzenia że doszłam do siebie po zakończeniu leczenia. Tylko czy to moje leczenie naprawdę zostało zakończone? To, że nie jestem już tak częstym gościem na Wawelskiej, a bywam tam z częstotliwością raz na dwa – trzy miesiące, nie daje mi prawa do powiedzenia że zakończyłam leczenie. Określam to raczej tak, że zakończyłam pierwszy etap leczenia. Ale cały czas coś z tym moim pasożytem się dzieje i tak naprawdę całe moje życie jest jemu podporządkowane. Leki, ich tolerowanie i nietolerowanie przez mój organizm, a co za tym idzie wizyty w szpitalu, zmiana leków i przestawienie się na te nowe (chyba mogę to z czystym sumieniem powiedzieć) trucizny, które muszę brać prawie garściami. Bo pomimo tego że te leki na wiele rzeczy pomagają, to na inne niestety wpływają negatywnie. I to, że po moim grudniowym maleńkim zastrzyku padłam na kilka tygodni jest tego potwierdzeniem. Niestety po każdym takim incydencie, po każdym pobycie w szpitalu – nawet tym krótkim, potrzeba mi sporo czasu aby się pozbierać i nabrać siły. Z rozczuleniem już słucham mojej p. doktor, która dając mi wypis ze szpitala, czy skierowanie na kolejne badania, mówi „pani Agnieszko, proszę odpoczywać, nie przemęczać się, prowadzić oszczędzający tryb życia…….czy mam mówić dalej??????” Uśmiechamy się obie, bo obie wiemy że to nierealne. Zawsze odpowiadam „pani, doktor, teorię to ja świetnie znam……..” Bo niestety teoria z praktyką ma niewiele wspólnego…

No i z tym moim bieganiem jest tak samo. Co już jest trochę lepiej, to mi wychodzi albo jakieś osłabienie, albo szpital, albo zmiana leków, albo jeszcze coś innego. I muszę robić przerwę. Dobrze jak ta przerwa trwa tylko tydzień. Niestety czasem zdarza się dłuższa. No i tak mija już rok od mojej operacji a moje plany maratońskie czy półmaratońskie muszę znowu odłożyć na półkę. Bardzo chciałam pobiec półmaraton 29 marca, ale kilka dni temu po dość intensywnej walce z samą sobą, stwierdziłam że jednak odpuszczam. Naprawdę długo biłam się z myślami. Zaparłam się żeby biegać co drugi dzień. I po powrocie z nart spróbowałam tak biegać. Próbowałam, ale niestety po tygodniu padłam. Trzeciego dnia na jakimś szóstym kilometrze popłakałam się ze złości. Że nie mam siły. Zatrzymałam się dwa razy i jakieś 300 metrów przemaszerowałam. Nie wiem w czym jest problem i dlaczego jestem taka słaba. Chociaż nie wiem czy problem jest w tym że jestem słaba. Biegam osiem kilometrów. Ale niestety muszę robić dwa dni przerwy. Wtedy jest OK. I to nie jest kwestia że jestem zmęczona, coś mnie boli, czy mam problem z oddechem, ja po prostu nie mam siły.

Kiedy zaczęłam biegać, nauczyłam się że można przebiec każdy dystans tylko trzeba się do niego przygotować. A im dłuższy dystans, tym dłuższe powinno być wybieganie. No cóż, widocznie jeszcze nie jest mój czas. Na razie odpuszczam. Twardo tłukę te osiem kilometrów co trzeci dzień. I ta opcja na razie się sprawdza. Mam nadzieję że za niedługo wydłużę ten dystans do moich standardowych dziesięciu kilometrów, a może dam radę robić tylko jeden dzień przerwy. Zobaczymy jak to będzie. Zaparłam się i jeszcze pobiegnę dystanse dłuższe niż dziesięcio-kilometrówki. A na razie na pocieszenie, obejrzałam sobie moje zdjęcia z maratonu z 2012 roku……..

bieg

9 myśli nt. „Biegam, biegam, biegam – tylko dlaczego mam coraz mniej siły??

  1. Trzymam kciuki żeby to wszystko we własnym tempie weszło na swoje miejsce. A co do braku siły to dokładnie wiem o czym piszesz. Ostatnio zapytał mnie lekarz ile mogę przejść bez zmęczenia. Uświadomienie sobie to że to tylko kilka setek metrów zabolało mocno, ale jak mówi moja córka: czas matka nauczyć się leniuchować i wymagać od innych 🙂 Coś w tym jest…..
    Jeszcze pobiegniesz, ale ten czas sam przyjdzie, rób swoje z tym właściwym rozsądkiem i dystansem 🙂 Pozdrawiam ciepło.

  2. Trzymam kciuki, żeby to wszystko we własnym tempie weszło na swoje miejsce. A co do braku siły, to dokładnie wiem, o czym piszesz. Ostatnio zapytał mnie lekarz ile mogę przejść bez zmęczenia. Uświadomienie sobie, że to tylko kilka setek metrów i zabolało mocno, ale jak mówi moja córka: czas matka nauczyć się leniuchować i wymagać od innych 🙂 Coś w tym jest…..
    Jeszcze pobiegniesz, ale ten czas sam przyjdzie, rób swoje z tym właściwym rozsądkiem i dystansem 🙂 Pozdrawiam ciepło.

    • Bardzo dziękuje za ciepłe słowa…….. Te siły wracają, ale niestety baaaaaaaaaaaardzo powoli. A wymagać od innych należy i należy się tego nauczyć, Twoja córka ma rację 🙂 pozdrawiam Was.

  3. Rozumiem Ciebie doskonale… Ja postanowiłam na razie biegać po 5 km i jak poczuję więcej siły i chęci będe dodawać km. Też miałam pomysł na półmaraton ale szybko wybiłam go sobie z głowy. 10 km jest dla mnie i tak nie lada wyzwaniem. Dziwne, bo wydaje mi się, że w zeszłym roku było lepiej… Może roczne branie tamoxifenu i zoladexu sprawia, ze mam mniej siły? Masz rację te leki to straszna trucizna… Ale i zycie dla nas. Dlatego, mimo, że kości bolą chwilami koszmarnie, musimy je brać.
    Polecam pilates. Najmniej męczący a i wzmacnia partie mięśni potrzebne do biegania. Przyda się jak dojdziemy do siebie 😉

    • Dokładnie tak jest – leki mają wpływ na ten nasz brak siły, więc to zawsze tak jest że coś za coś. A pilates to nie dla mnie, za bardzo statyczne są te ćwiczenia. Zostanę przy bieganiu 🙂

  4. trzymam mocno kciuki, ja tez mam początek tej wiosny bardzo oporny. Może trzeba trochę zmienić cykl treningowy, więcej odpoczywać? Ale go ja tam się znam 🙂

  5. Hej,to jakiś znak,że trafiłam na Twój blog :-)Rok temu zaczęłam swoją przygodę z bieganiem,a to dzięki żonie kolegi,która przesłała mi link na II bieg,,Prześcignę raka,zna 10km.Miałam 1,5 miesiąca na pprzygotowanie,najpierw wahalam się,mąż twierdził,,nie dasz rady,zacznij systematycznie się ruszać,,…chyba poprostu nie wierzył we mnie…koleżanka na to,,Monka dasz radę,pobiegne z Tobą,,, pierwszy bieg w rok po leczeniu radykalnym-pomyslalam,to będzie moje święto,mój triumf i postanowiłam,że tylko sobie udowodnie,że dam radę…oj,było ciężko,płacz po pierwszym km,marszobiegi….do tego na dwa dni przed startem wysiadło mi kolano…Aleeeee dałam radę:-)pokonałam swoją pierwszą dyche i byłam przedostatnia na mecie:-)…teraz biegam systematycznie co drugi dzień,choć tak jak piszesz mam ten sam problem,brak mi sił,nogi niosą,ale coś mnie zatyka,coś nie pozwala przekroczyć jakieś granicy wytrzymałości….Tamoksifen daje popalić,z Zoladexem wzięłam miesiąc temu rozwód,stąd pewnie też organizm reaguje odstawieniem,ale się nie poddaję:-)dziękuję,że trafiłam na Twój blog…:-)Będzie mi łatwiej,raźniej…w Nas Siła:-)

    • Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za ten komentarz, za to co napisałaś, nie tylko Tobie będzie łatwiej, nam wszystkim będzie łatwiej bo mamy poczucie wsparcia innych takich jak my. pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *