„W trakcie chemii bardzo psują się zęby”. „Dentyści nie chcą leczyć ludzi po raku albo w trakcie leczenia”. „Z pójściem do dentysty trzeba poczekać aż skończysz chemię”. „Już nigdy twoje zęby nie będą takie jak przed chorobą choćbyś nie wiem jak o nie dbała”. I wiele, wiele innych stwierdzeń i dobrych rad. Kto je słyszał? Kto słyszał ich jeszcze więcej? Ja nasłuchałam się ich dużo. W trakcie leczenia i po leczeniu też. A jaka jest prawda?
Ale zacznę od początku. Jestem córką dentysty więc od dziecka uczono mnie że o zęby trzeba dbać, że jak ząb boli to trzeba pójść do dentysty, że raz na kilka miesięcy trzeba zrobić przegląd, sprawdzić czy wszystko jest ok. To wpajano mi od najmłodszych lat i tego samego uczę moje dzieci. Moja kilkuletnia córka wie że jak boli ząbek to trzeba pójść do „cioci” Ewy, żeby sprawdzić co z ząbkiem jest nie tak. Mój syn – już nastolatek, czasem ostro negocjuje, ale suma summarum i tak prędzej czy później trafia na fotel do „cioci” Ewy i już tam negocjuje czy tym razem ze znieczuleniem czy raczej bez. Mamy więc wszyscy wyrobiony nawyk, że o zęby trzeba dbać.
W trakcie chemii miałam wrażenie, że coś z moimi zębami jest nie tak. Bolały mnie, krwawiły mi dziąsła, wielu rzeczy nie mogłam jeść, bo bolała mnie buzia, szczypał język, wszystko było za ostre, za słone, wszystko mnie drażniło. Później trochę przechodziło, trochę mniej bolało, aż do następnej chemii a potem znowu apiać to samo, aż do znudzenia. Nie poszłam do dentysty w trakcie całego leczenia. Nie miałam na to siły i tak naprawdę to te bolące zęby były ostatnią rzeczą jaką się martwiłam. Ponieważ bolało mnie wszystko, ręce, spuchnięte nogi, mięśnie, kości, głowa, brzuch, pękające żyły, przełyk, każda najdrobniejsza część mnie, więc zęby odpuściłam sobie kompletnie.
Gdzieś tak w okolicach naświetlań przemknęło mi przez głowę że może wypadałoby umówić się do dentysty, ale że w tym czasie nie miałam w ogóle siły i codziennie po powrocie ze szpitala padałam na pysk, odpuściłam. Czułam się tak źle, że nie miało to już dla mnie znaczenia, że jeszcze z zębami mam problem. W końcu wylądowałam u dentysty jakieś dwa miesiące po oficjalnym zakończeniu leczenia, czyli zaraz po wakacjach. Moim dentystą od wielu lat – czyli od śmierci mojego Taty – jest jego dobry przyjaciel, z którym przez wiele lat Tata pracował, i którego znam właściwie od „zawsze”. Usiadłam na fotelu pełna obaw i zaczęłam od razu ostro się tłumaczyć że w trakcie leczenia były inne problemy, że nie miałam siły na przejmowanie się zębami i takie tam inne wymówki.
Czekałam na ochrzan, że tak potwornie się zaniedbałam……… a po kilku chwilach usłyszałam, że …………wszystko jest OK i NIE MAM ŻADNEGO ZĘBA DO LECZENIA!!! Chyba musiałam mieć bardzo głupią minę, bo pan doktor spytał się o co mi chodzi. No więc powiedziałam o tych wszystkich „dobrych radach” które słyszałam. I wiecie co usłyszałam od doktora? Że te wszystkie mity powtarzane w przychodniach i szpitalach są o dupę potłuc. Bo jeżeli ktoś dbał o zęby przed rakiem, to rak mu tych zębów nie wykończy. Ani żadna chemia, czy inne leki. A to że zęby bolały? Bolały bo chemia bardzo podrażnia śluzówkę. Wszędzie. Nie tylko w buzi, nie tylko w nosie. Wszędzie. Kto tego doświadczył ten wie o czym mówię. W trakcie chemii dziąsła krwawią i to też jest normalne. Chemia sieje spustoszenie w całym naszym organizmie. I w jamie ustnej też, a to jest bardzo wrażliwe miejsce i dlatego tak bardzo bolało.
ŻADEN DENTYSTA NIE MA PRAWA ODMÓWIĆ LECZENIA PACJENTOWI PO CHEMII, CZY PACJENTOWI Z PASOŻYTEM. Pacjentowi onkologicznemu. A jeżeli to robi, to znaczy że nie jest prawdziwym lekarzem tylko konowałem, albo człowiekiem wpasowującym się w naszą zaściankowość który boi się raka tak jak AIDS albo choroby wenerycznej. Każdy prawdziwy lekarz będzie leczył pacjenta w każdych warunkach. A to że ktoś ma raka nie dyskwalifikuje go jako kogoś kto nie może mieć ładnych zębów. Może. Sama jestem tego przykładem. I regularnie chodzę do dentysty. Do dobrego dentysty. Do dobrego lekarza. Takiego z prawdziwego zdarzenia. Czego wszystkim Wam życzę.
Widzę, że post jest stary… ale dla mnie jak najbardziej aktualny. Sama do dentysty wybrałam się ponad miesiąc temu na zwykłe sprawdzenie – na szczęście nic konkretnego nie znaleźli. Chyba na następny dzień miałam już termin na zaczęcie radioterapii. Teraz czekam na chemię i też się włąśnie boję, tym bardziej że mam wrażenie że mnie pobolewa ząb ;/ Albo sama sobie psychicznie wmawiam…
Ja wybrał się do dentysty jak tylko dowiedziałam się że będzie chemia… Jeden lekarz odmówił mi nawet spojrzenia do jamy ustnej…
Oczywiście odechciało mi się odrazu…
Ale trafiłam całkiem przez przypadek na mojego do tej pory (3lat) dentystę.
Wspaniały człowiek wspierał mnie przez całe leczenie.
Dziękuję doktorze 🙂