Moje norweskie refleksje – czyli wrażenia po wizycie w Kraju Trolli

Podróż do Kraju Trolli, to było dla mnie takie zupełnie nowe doświadczenie. Zakochałam się w tym kraju już w marcu kiedy pojechałam tam po raz pierwszy, ale wtedy to była taka bardzo szybka wizyta. Teraz chciałam zobaczyć znacznie więcej, tylko niestety nie do końca mi się udało. I właśnie dlatego wyjeżdżając z Norwegii zaczęła kiełkować we mnie myśl, że chciałabym wrócić tam jeszcze raz, ale tylko po to żeby skupić się na chodzeniu po górach, tych wysokich…..

Pomimo mitów, że to strasznie drogi kraj, to tak na prawdę nie do końca tak jest. OK, benzyna jest droższa niż u nas, ale trzeba szukać takich stacji benzynowych gdzie ceny są niższe, bo różnice na litrze są rzędu kilku koron. W samej Norwegii zrobiliśmy ponad 3 tysiące kilometrów – w sumie z dojazdem przez Niemcy i Danię prawie 6 tysięcy. To jednak sporo, ale to co wydałam na ropę, nie było jakąś bajońską sumą. Kempingi również wbrew pozorom nie są wcale takie drogie. Promy również. Drogie są hotele i pensjonaty i jedzenie w knajpkach, ale naprawdę z tych opcji można wcale nie korzystać. Jak tak wszystko podliczyłam, to naprawdę nie wyszło mi dużo więcej niż wczasy nad morzem. Może warunki do życia były trochę bardziej prymitywne, no ale w końcu nie jechaliśmy tam żeby się pławic w luksusie, tylko żeby jak najwięcej zobaczyć.

No właśnie zobaczyć….. chyba już trzeciego dnia stwierdziłam że nie da się zobaczyć wszystkiego, a szkoda. Przez pierwszych kilka dni staraliśmy się zatrzymać na każdym punkcie widokowym, sfotografować każdy wodospad i lodowiec, choć chwilę dłużej popatrzeć na góry, ale po prostu się nie dało. Wodospady, lodowce i góry były wszędzie. Po prostu trzeba było zaparkować i iść na jakiś szlak, a na to niestety nie mieliśmy czasu, więc powrót tam wydaje się być dla mnie całkiem realny. Jestem już mądrzejsza i wiem trochę więcej jak należy tam się poruszać i jak należy się do kolejnej wyprawy przygotować.

Im bardziej obserwowałam ten Kraj Trolli, tym bardziej zaczęły mi się pojawiać takie refleksje, czy przemyślenia z tym krajem związane – może czasem dziwne, ale….

Norwegia to wymarły kraj. Czasami jadąc przez wiele kilometrów, jesteśmy sami na drodze, nikt nas nie mija, nie wyprzedza. Bardzo dokładnie widać to, że na powierzchni porównywalnej do Polski żyje tylko 5 milionów ludzi.

Drogi. Wszystkie wąskie i kręte, bo nie ma gdzie budować dróg szybkiego ruchu. A na tych pokręconych drogach ograniczenie do 70 km. Tylko że tam maksymalnie dało się jechać 50 km, bo szybsza jazda była już po prostu niebezpieczna. I mijanki, bo jak jest zbyt wąsko, to wszyscy grzecznie zjeżdżają na bok i przepuszczają innych. Nikt nie trąbi, nie pogania, nie krzyczy, nie wymachuje rękami. A tak na marginesie – przez te dwa tygodnie widziałam w sumie tylko trzy samochody policyjne i to tylko w dużych miastach.

Drogi w górach. Właściwie to wszystko norweskie drogi są w górach, niektóre w tych wyższych, inne w trochę niższych. Chyba najsławniejsza z ich czyli Trollstigen, albo inaczej Droga Trolli, niczym się nie różni od tych przez które przejeżdżaliśmy codziennie. Może faktycznie jest bardziej malownicza, ale równie cudnie kręci się jadąc drogą 468 do Lyseboten, czy drogą 520 – czyli Narodowym Szlakiem turystycznym Ryfylke, czy drogą nr 50, którą zjeżdża się do Aurland, nie mówiąc już o wąziutkiej drodze dojazdowej do szczytu Dalshibba, albo droga nr 44 z Egersund do  Flekkefjord na południowym wybrzeżu. Muszę jeszcze wspomnieć o drodze nr 13 na odcinku z Vik do Voss, bo po wyjeździe z tunelu – i przejechaniu przez góry, zjazd jest bardzo podobny do Drogi Trolli – nawet wodospad jest w podobnym miejscu…. Mogłabym jeszcze długo wymieniać…..

Przestrzeganie prawa. To chyba taka cecha narodowa Norwegów. Jak nie wolno parkować, to nie wolno i nikt nie parkuje. Ja nie wolno palić, to nikt tego nie robi. Jak trzeba płacić za przejazd jakąś drogą, to wszyscy płacą bez dyskusji. Może to jest kwestia wypracowanej przez lata mentalności tych ludzi, a może normalnych przepisów, których przestrzeganie jest rzeczą bardzo naturalną.

Owce. Są wszędzie, może poza dużymi miastami. Chodzą po drogach, czasem na nich leżą i samochody nie robią na nich wrażenia, czasem pasą się na prawie pionowych pastwiskach na ścianach fiordów. Podobno owiec w Norwegii jest ponad 2 miliony.

Polacy. Też są wszędzie. Jakoś tak mam, że będąc za granicą, nie ciągnie mnie do Polaków, a tutaj niestety nie da się tego uniknąć. Język polski słychać wszędzie.

Kobiety w chustach. Zawsze wydawało mi się że jestem osobą tolerancyjną, niestety im więcej jeżdżę po świecie i im więcej widzę kobiet omotanych chustami, z zasłoniętą głową i twarzą, zaczyna mi to coraz bardziej przeszkadzać. Nie wiem, czy to zjawisko się nasila, czy bardziej zwracam na nie uwagę, czy to, co się teraz dzieje na świecie i w Europie sprawia, że czuję się niekomfortowo mając wokół siebie mnóstwo takich kobiet. Nigdy nie przypuszczałabym, że w Norwegii będzie ich aż tyle, ale pewnie socjal jest tam dobrze opłacany, więc jest ich coraz więcej.

Język. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, jak powiem, że język norweski to język barbarzyński. Nie jest podobny do niczego, a po kilku próbach, przestałam próbować zrozumieć cokolwiek. Z tego co wyczytałam, Norwegowie mają taką ilość różnych dialektów, że sami potrafią się w tym pogubić, ale mają za to inny atut, wszyscy mówią po angielsku. Praktycznie przez te dwa tygodnie spotkałam dwie osoby, z którymi nie mogłam się porozumieć. Czasem poziom języka pozostawia wiele do życzenia, ale nie jest to aż taki problem. Mój syn był zafascynowany tym, że wszędzie był w stanie się dogadać; z obsługą stacji benzynowej, panienką sprzedającą lody w McDonaldzie, czy chłopakiem siedzącym na kasie w supermarkecie. Nie mówię już o obsłudze na kempingach, w sklepach, czy na promach, bo każda osoba tam pracująca znała angielski na bardzo przyzwoitym poziomie.

Życie na kempingach. Może właśnie dlatego, że hotele i pensjonaty są takie drogie, większość ludzi podróżuje z namiotem, przyczepą lub w kamperach. Życie towarzyskie na kempingach kwitnie, zawsze można spotkać ciekawych ludzi, czy z kimś pogadać.

Infrastruktura. I tutaj doznałam szoku. Na każdym parkingu – nawet takim podrzędnym –  jest toaleta, a w toalecie mydło i papier toaletowy. I jest czysto. Na większości parkingów leśnych i tych w górach są drewniane ławy i siedziska, więc bardzo rzadko wyciągaliśmy do obiadu krzesła i stolik turystyczny. Po tych dwóch tygodniach w Norwegii, doznaliśmy kolejnego szoku wchodząc do kibla przy niemieckiej autostradzie. Na znak protestu – mój syn poszedł do lasu……

Życzliwość ludzi i chęć pomocy. Być może świadomość Norwegów, że turyści zostawiają w ich kraju sporo pieniędzy, sprawia że są oni tak bardzo dla nas życzliwi. A być może ten naród już tak ma? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że już od pierwszego dnia zdumiała życzliwość tych ludzi względem obcokrajowców.

I na deser – widoki oraz krajobrazy. Nie wiem jakich słów powinnam użyć – cudne, przepiękne, niesamowite, niewyobrażalne – czyli po prostu krajobrazy w Norwegii: góry, fiordy, wodospady, lodowce, śnieg, turkusowe jeziora, mosty i niekończące się tunele. I Trolle. I renifery, niestety w tym roku tylko w takiej formie……

20160730_175544

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *