Moje spotkanie z Amazonką – czyli o wsparciu i „niesieniu nadziei”….

W chwili kiedy rozpoczęłam leczenie, czyli w październiku 2013 – moja Pani Doktor powiedziała mi o możliwości spotkań z psychologiem jeżeli tylko będę miała taką potrzebę. Miałam wtedy własną psycholog, z którą spotykałam się regularnie, więc grzecznie odmówiłam. Później, już w trakcie chemii wiele razy proponowano mi spotkania z Amazonkami, natknęłam się w szpitalu na wiele plakatów, informacji o spotkaniach, grupach wsparcia, różnych prelekcjach czy odczytach. Jakoś niekoniecznie czułam potrzebę spotykania się nimi i rozmawiania o pasożycie. Skupiłam się na leczeniu, a poza tym życie toczyło się nadal, dzieci chodziły do szkoły, a ja do pracy, trzeba było coś ugotować, zrobić zakupy. Często byłam na tyle słaba że musiałam poleżeć, a kiedy miałam trochę siły to nie bardzo miałam czas na jakieś spotkania, bo przecież zawsze było coś do zrobienia.

Nie bardzo czułam potrzebę proszenia kogoś o pomoc, bo do samego początku założyłam sobie, że z tego wyjdę i nie brałam pod uwagę innej opcji. Obiecałam zresztą mojemu synowi, że nie poddam się i zrobię wszystko, żeby wyzdrowieć. Przy takim podejściu do choroby, do pasożyta, nie bardzo miałam czas na rozczulanie się nad sobą, chociaż skłamałabym mówiąc, że nie miałam chwil słabości i zwątpienia. Owszem były, ale jakoś sama dawałam sobie z nimi radę i po tych złych dniach kiedy wydawało mi się że już nic nie ma sensu i cały świat się wali, zły nastrój mijał i przychodziły lepsze chwile. W ten sposób „dociągnęłam” do marca do operacji.

W szpitalu na Wawelskiej jest tak, że do kobiety po operacji przychodzi Amazonka, żeby porozmawiać, odpowiedzieć na pytania, rozwiać różne wątpliwości, czy wreszcie podzielić się doświadczeniem pooperacyjnym. Mój nastrój po operacji był całkiem niezły. Szczególnie dobrze nastawiły mnie rehabilitantki, karząc ćwiczyć, nabierać sprawności i nie wylegiwać się non stop w łóżku. Ćwiczyłam więc i często biegałam po korytarzach wyprowadzając na spacer Azorka (tak nazwałam mój dren), więc kiedy przyszła do mnie Pani Amazonka, nie było mnie ani w sali ani w łóżku. Za to jak już wróciłam – to zastałam na moim łóżku całą masę najróżniejszych publikacji o mastektomii, ćwiczeniach, protezach, bieliźnie, życiu po operacji, czy powrocie do „normalności” itp.

Wzięłam się za czytanie, więc następnego dnia kiedy Pani Amazonka przyszła do mnie po raz drugi byłam już sporo wyedukowana. Oczywiście liczyłam na rozmowę taką, która jeszcze bardziej podniesie mnie na duchu i utwierdzi w przekonaniu, że nadal jestem normalną kobietą, która po operacji dość szybko stanie na nogi. Niestety przeliczyłam się.

Pani która do mnie przyszła, była taką jęcząco-współczującą kobietą zmęczoną życiem. „Ojej, jak sią Pani czuje?, czy wszystko Panią boli?, czy już Pani samodzielnie wstaje z łóżka? ojej, naprawdę Pani wstaje?” Porozmawiałam z nią chwilę, ale im dłużej z nią rozmawiałam, tym bardziej miałam wrażenie, że nie potrzebuję żadnego współczucia a tym bardziej dołowania mnie, że teraz moje życie zmieni się diametralnie i że na pewno nie będę już czynnie uprawiać żadnego sportu. Szlag mnie trafił jednak pod koniec naszej rozmowy, kiedy na moje stwierdzenie „czy Pani próbuje mi powiedzieć, że do końca życia nie zrobię już ani jednej pompki?” – usłyszałam: „nie, już Pani nie zrobi.”

Zakończyłam tę rozmowę szybko.

Potem jednak przyszła do mnie taka refleksja, czemu te spotkania mają służyć. Bo gdyby ta Pani trafiła na kogoś z naprawdę zszarganą psychiką po długim leczeniu, czy na kogoś kto bardzo ciężko przeżywa operację, to po takiej rozmowie to już tylko usiąść i płakać, jak nie gorzej. Może ja po prostu źle trafiłam. Może trafiłam na osobę nie do końca przygotowaną do pomagania innym. Parząc na Amazonki na zdjęciach, na stronach w sieci, widzę zadbane, uśmiechnięte kobiety, cieszące się życiem, które wydają się mówić sobą, swoją postawą, że rak to nie koniec świata, że po operacji można normalnie żyć, w miarę normalnie funkcjonować i chyba o to w tych spotkaniach powinno chodzić.

Później już, w trakcie moich wizyt na Wawelskiej, a po operacji były one raczej częste, słyszałam inne „mądre’ stwierdzenia np. że już do końca życia będę miała niesprawną rękę, ze już  nigdy nie odzyskam czucia w palcach, że nie podrapię się po plecach, nie podniosę torby z zakupami, że będę miała problem ze zmianą biegów w samochodzie. Szczytem jednak było to co usłyszałam od jednej kobiety „bo ta ręka to już tylko będzie dla ozdoby”.

Wydaje mi się, że po naszych doświadczeniach – operacji, chemii, naświetlaniach, długim leczeniu, nie potrzebujemy „dołowania”, nie potrzebujemy rozmawiania z kimś kto jeszcze bardziej pogrąży nas psychicznie, potrzebujemy kompetentnej i przygotowanej osoby, która wytłumaczy nam na czym polega proces dochodzenia do siebie, do zdrowia i tego powrotu do normalności. To pewnie trudne, ale właśnie takie Amazonki są potrzebne. I wiem że takie są, bo kilka z nich poznałam już później w CO na Ursynowie. Kobiety uśmiechnięte, zadbane, próbujące mówić innym kobietom, że mastektomia to tylko pewien etap w życiu, który należy przejść, i żyć dalej, dbać o siebie i o jakość tego swojego życia.

Pewnie niektórzy oburzą się tym co napisałam, ale jeszcze raz powtarzam, to było MOJE spotkanie a Amazonką, to było MOJE doświadczenie, MOJE rozmowy tylko z kilkoma a Nich. Na pewno bardzo trudno jest być wolontariuszką, ale taka osoba powinna dostać odpowiednie przygotowanie, powinna być nauczona jak rozmawiać z pacjentami, jak służyć swoim doświadczeniem, swoją pomocą. A współczująco-jęczący ton na pewno nie jest wskazany.

Kilka dni temu poznałam fantastyczne kobiety które też sporo przeszły z pasożytami. Kobiety związane z Fundacją Onkocafe, kobiety wzajemnie się wspierające a także pomagające innym chorym. Pomimo, że nadal mają problemy zdrowotne, nadal są leczone, nadal spędzają sporo czasu w szpitalach czy na badaniach, potrafią żyć, potrafią rozmawiać o swojej chorobie jak o kolejnym doświadczeniu, kolejnym etapie życia. Spotkałyśmy się w kilkuosobowej grupie: Joasia i Gosia przyjechały z Gniezna, Dorotka z Poznania, dwie Anie i Henia są już kilka ładnych lat po operacji i inne dziewczyny też po ciężkich bojach z chorobą. Wszystkie nastawione optymistycznie do życia, z planami z wyzwaniami, z pomysłami co robić dalej, pomimo tego że ten rak gdzieś tam im w głowie siedzi dalej. Ale można. I ten optymizm powinniśmy nieść dalej i dawać go innym, bo – gdzieś już to napisałam poprzednio – rak to choroba, którą się leczy, nie zawsze z nim się wygrywa, ale się go leczy, a dobre nastawienie osoby chorej może zdziałać cuda.

A tak na marginesie, pompek jeszcze nie robię, ale całkiem niedawno udało mi się zawisnąć na drążku i ruch ręki mam już pełny, więc myślę, że pompki to tylko kwestia czasu – być może długiego, ale nie odpuszczę. No way.

62 myśli nt. „Moje spotkanie z Amazonką – czyli o wsparciu i „niesieniu nadziei”….

  1. Jako silna kobieta jestem z Ciebie dumna. Walcz o siebie, bo tylko w ten sposób osiagniesz wszystko, co tylko Ci sie zamarzy. Noe muszę pisać, ale pompki będziesz robiła, jak zawodowiec. Bo znam ludzi po nowotworze, którzy biegają maratony.

    Przesyłam Ci moc pozytywnej energii! !!!

  2. Powodzenia! Zawisniecie na drazku jest imponujace (nie wiem czy sama bym zawisnela a jestem bez zadnych zabiegow). Dasz rade:) Powoli odbudujesz miesnie I pompki nie beda problemem!

  3. Dzielna jesteś!! Tak trzymaj, bo życie trzeba brać takim jakie jest. Nie ma co myśleć: a co by było gdyby… Szkoda czasu! Za dużo celów do osiągnięcia i za dużo pięknych chwil, żeby się zastanawiać czego już nie mogę. Lepiej pomyśleć co chcę osiągnąć, a na pewno się to osiągnie. To tylko kwestia czasu – zgadzam sie z Tobą całkowicie:-) I z całą parą na przód!!

  4. Ja także jestem po mastektomii. Podwójnej. Moje kilkukrotne spotkanie z amazonkami to totalna porażka i pomyłka. Grupa wielu, wiekowych pań, mających wiele wolnego czasu, nienadążających za rzeczywistością. Młode osoby nie mają tam zrozumienia, a tym bardziej wsparcia. To kółko wzajemnej adoracji, sprzeczek(!), przyznawania sobie statuetek, pielgrzymek (choć nic przeciw nie mam) oraz innych aktywności rodem sprzed 20-30-tu lat. Szybko się od nich odłączyłam bo za każdym razem dostawałam koszmarnego doła. Nadmieniam, iż pracuję, staram się normalnie żyć 🙂

  5. W każdej nawet najbardziej słusznej organizacji mogą znaleźć się jacyś idioci 🙂 Miałam zwykłą operację usunięcia guza i pokrojony brzuch, przygotowywałam się do niej 4 miesiące na siłowni, tak do operacji :). Po narkozie obudziłam się wyspana i rześka, chciałam jeść prawie od razu. Po 8 godzinach od operacji byłam na nogach i nie chciałam środków przeciwbólowych czego nikt nie potrafił zrozumieć. 20 cm rana zrastała się w oczach. Nie mówię, że każda tak ma, ale jeśli się ćwiczy bywa, że organizm szybciej się regeneruje. Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do formy, jestem pewna, że pompki to kwestia czasu 🙂

  6. Jestem facetem, po dwukrotnej operacji, chemio- i radioterapii. Ostatnia operacja 2 lata temu. Ręka już prawie w porządku. Mogę nią prawie normalnie pracować, tylko po cięższych robotach robię sobie profilaktycznie masaż. Wyobraźcie sobie: wielu lekarzy nie zdaje sobie sprawy z tego, że faceci też na to chorują. Jak więc mają postawić diagnozę? A ja na kontrolach (zresztą w oddziale kobiecym!!) spotykam ich coraz więcej. I droga siostro w nieszczęściu: Pamiętaj – rak prawie zawsze powraca po latach – więc nie zaniedbuj kontroli. Pozdrawiam.

    • Wiem, że rak piersi dotyczy również facetów, szkoda tylko że tak mało na ten temat się mówi, ale słyszałam o wielu takich przypadkach. Trzymam kciuki za Ciebie. Pozdrawiam 🙂

  7. Brawo! Tak trzymaj. Nasze ciało to niesamowity ‚mechanizm’, potrafi się wspaniale regenerować. Małymi kroczkami do wielkiego celu. I nie słuchaj tych co mówią że to niemożliwe. Oni po prostu odpuścili a teraz szukają dla siebie usprawiedliwienia.
    Pozdrawiam!

  8. Twoje podejście do sprawy powinno być przykładem dla innych. Gdy spotykam takie osoby to mam odbudowaną wiarę w ludzi. Tak trzymaj! a tak na marginesie zaznaczę, że wielu ludzi nie zawiśnie na drążku mimo, że nic im nie dolega i nie zrobią jeszcze wielu prostszych ćwiczeń.
    Pozdrawiam i życzę osiągnięcia celów 🙂

  9. Wybacz ale już Twoja nietolerancja dla tych starszych pań świadczy że wypierałaś chorobę, denerwowało Cię mówienie o konsekwencjach. One po prostu mówiły co wiedziały. Jeszcze 2-3 lata temu lekarze oficjalnie zabraniali obciążania ręki po operowanej stronie, a teraz żaden Ci oficjalnie nie zaleci pracy ze sztangą. Samopoczucie i osiągi po operacji (każdej) to po prostu 10-20% mniej niż przed, czyli zależy od tego z jakiego poziomu startowałaś. Oczywiście są tacy którzy mają osiągi lepsze, ale to dotyczy tylko organizmów niewytrenowanych którzy zaczęli się przykładać do treningu. Pompki zrobisz na pewno, mnie zabraniają ale też robię (chociaż tego nie kocham), po prostu musisz zdać się na własny instynkt – przestrzegam: nie chwal się w gabinetach ekstremalnymi ćwiczeniami, wpiszą do dokumentacji i w razie jakichkolwiek komplikacji spokojnie Ci powiedzą że to dlatego że ćwiczyłaś.
    Ale mimo wyczucia swojego ciała, jeżeli zaliczyłaś doksorubicynę – ćwicz z pulsometrem

  10. Moze moj komentarz nie bedzie bardzo na temat – nie choruje na zadna powazna chorobe…ale jestem w ciazy 😉 Ciesze sie bardzo – oczywiscie, ale uderzylo mnie podobienstwo miedzy wspolczujaco-jeczacym tonem amazonek a moimi kolezankami, ktore sa juz matkami. Daja mi mnostwo rad, ostrzegaja, doluja i to niby w imie ‚dobrej rady’, pomocy. Jestem osoba bardzo aktywna nie tylko fizycznie, ale i zawodowo. Mam wiele zainteresowan, planow i energii. Wkurza mnie, ze zamiast cieszyc sie razem ze mna, mam wrazenie, ze jakby uzalaja sie nad moim losem! ‚Jedz na wakacje, jedz – potem to juz sobie nie wyjedziesz’…albo: ‚wyspij sie porzadnie, potem bedziesz mogla zapomniec o dobrym snie’ itd… A ja mam w nosie ich rady i stereotyp ‚matki Polki’. Razem z mezem zamierzamy wymieniac sie opieka nad dzieckiem, jak trzeba bedzie to podrzucimy do znajomych na pare godzin czy wynajmiemy nianie do pomocy. Ogromnie sie ciesze na mysl o dziecku – ale tak samo jak maz nie jest calym moim zyciem, tak samo nie zamierzam zostac ‚meczennica’ dla dziecka. Nie bede miala wyrzutow sumienia, ze raz w tygodniu wyjde na kawe z kolezanka czy pojde na zajecia fitnessu albo pomaluje sobie paznokcie. Tak samo nie zamierzam rezygnowac z rozwoju osobistego, tylko po to zeby nieszczesliwa ograniczyc sie do gotowania, prania i zmieniania pieluch – zeby dostac order DOBREJ MATKI.Mysle, ze kazdy z nas sam wie, co dla niego dobre i czyjes doswiadczenia nie sa ‚wyrocznia’. To, ze Amazonki ktore spotkalas maja bardzo zle doswiadczenia z choroba i one same maja bardzo negatywny obraz zycia po operacji, nie daje im prawa na widzenie powrotu do zdrowia przez ich tylko pryzmat i jako ”jedyna prawde”. Dobrze zrobilas rezygnujac z takiej znajomosci – trzeba odcinac sie od ludzi, ktorzy ciagna Cie w dol. Glowa do gory i zycze powodzenia w zdrowieniu! :*

    • i jeszcze dodam – ludzie automatycznie przestawiaja sie na ton wspolczujaco – jeczacy kiedy rozmawiaja z osoba chorujaca na nowotwor. Jakby nikt nie wierzyl, ze ta osoba wygra, jakby wszyscy mysleli, ze ten chory CHCE zeby sie nad nim uzalac. To okropne, bo mysle tak jak Ty – ze powinno sie ludzi wspierac w ich zyciowych bojach i dodawac otuchy, ze bedzie dobrze, lepiej! Kazdy z nas jest doswiadczany przez los w rozny sposob, zycie nie zawsze jest kolorowe – tacy przyjaciele, ktorzy potrafia dac pozytywnego kopa w ciezszych chwilach sa na wage zlota! 🙂 Pozdrawiam 🙂

        • Piękna postawa i piękna kobietka :))Proszę Pani moja mama jest po dwóch walkach ….Wygranych :)))Jeden złośliwiec odkryty siedem lat temu drugi dziesięc .Dziady z dwóch innych parafii.Mama aktualnie ma się świetnie choć dobiega już 67 lat .Lata z kijkami , ciągle coś wymyśla nowego , Jest megapozytywna .Nie rozmawiamy o chorobie bo jej nie ma .Snujemy plany , marzymy i dużo pomagamy innym :))Mega sportu , mega uśmiechu a zdrówko będzie i dużo życzliwych ludzi .Serdecznie ściskam ;))

  11. Ale z Ciebie silna osoba! Naprawdę gratuluję i pozdrawiam serdecznie. A jak już zrobisz te pompki, to może wpadniesz i do mnie na małe poczytanko.
    Ps. A malkontentami się nie przejmuj, zawsze muszą tacy być, co Ci powiedzą, że nie dasz rady. Znam to z autopsji.

  12. Unikać wampirów energetycznych wampirów jak ognia!!!!! Częściowo znam to uczucie, kiedy przez właśnie takie wampiry człowiekowi wydaje się, że jest z nim beznadziejnie, gdy tymczasem jest inaczej. Zdrowia i wytrwałości w dążeniu do celu. Chcieć to móc!!!

  13. Kochana, ja też nie robię pompek, ale codziennie przepływam 1200 m. Wiem o czym mówisz. Też miałam spotkanie z tymi „wampirami energetycznymi”. Aby do przodu.

  14. Jestem , chociaz lekarze 7 lat temu spisali mnie na straty ,pamietam co robilam ,czego domagalo sie moje cialo po operacjach i chemii Pozdrawiam

  15. Witaj.Jestem PO już 11 lat. Od początku z optymizmem w sercu. No, może z krótką przerwą / 6 miesięcy / na chemioterapię. To leczenie skutecznie dołuje ale ileż się nawalczyłam by go nie przerwać, soczki, witaminy, byle poprawić , co rusz, złe wyniki. Mimo, że jestem teraz na emeryturze, staram się być czynna, to znaczy robię to co lubię, jem to co lubię, korzystam z życia , na ile pozwala kieszeń i sprawność i nie żądam zbyt wiele, bo każdy dzień jest dla mnie darem. Z amazonek zrezygnowałam. Ten świat to nie moja bajka. Zyczę niegasnącego optymizmui serdecznie pozdrawiam.

  16. Mija już trzeci rok od czasu kiedy zorientowałam się, że noszę w piersi „pasożyta”. Jestem po mastektomii, usunięciu węzłów, chemii,łysej głowie, naświetlaniach i kolejnej chemii. Obecnie na kuracji hormonalnej: zastrzyki i tabletki.Pracuję, jestem uśmiechnięta, z super mężem wychowujemy trójkę dzieci. Co do działalności Amazonek mam mieszane uczucia i chociaż jestem „zrzeszona” to nie zawsze mam ochotę na spotkania z nimi: różnica wieku, poglądy, organizacja dnia- czasami mam wrażenie, że One nigdy nie pracowały, nie wychowywały dzieci itd. Ale to nic- jak umiesz liczyć to licz na siebie! Życzę zdrowia!

  17. Prawdę powiedziawszy, nie wiem za wiele o raku piersi i dziwi mnie trochę mowa o tym, że bez piersi nie można nic podnieść ani zrobić pompki.
    Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że cycek to cycek, jest – to fajnie, nie ma – to trudno, jest drugi, a jak nie ma to też trudno, bez cycków można żyć i nigdzie nie jest napisane, że życie nie może być dalej fajne 😉

    Ta wolontariuszka jest wolontariuszką, bo nie ma nic innego do roboty, poddała się i zrezygnowała, i to jej ktoś powinien pomóc nim ona sama zacznie próbować komukolwiek pomagać.

    Nie ma co się martwić głupim gadaniem, tylko głowa do góry, plecy prosto i do przodu, świat jest piękny.

    Powodzenia 🙂

    • Nostredamus, wszystko można ale z umiarem. Problemy są z powodu braku węzłów chłonnych a nie piersi. Przesilenie ręki bez w.chłonnych skutkuje obrzękiem a to już poważny kłopot.Umiejętne ćwiczenia pozwolą na pompki i inne ulubione sportowe zajęcia. Pozwolą też na nieulubione , jak prasowanie , mycie okien itp Dlatego nie ma co się użalać, tylko do przodu. Pozdrawiam

      • Bardzo dziękuje że Pani to napisała jestem 3 lata po operacji i usunięciu węzłów w których były przerzuty, mam 58 lat .Ręka niestety opuchnięta i niesprawna pomimo rehabilitacji.
        Starsze osoby trudniej dochodzą do zdrowia i o tym równiez należy pamiętać.( mojej mamie obrzęk wystąpił w 7 roku po operacji).Pozdrawiam i życze zdrowia wszystkim paniom i panom .

  18. Witaj i tak trzymaj.
    Moja żona w roku 2008 to przeżywała. Wpierw guzek jak groszek, za miesiąc już 3 cm.Usunięcie guza, na drugi dzień wyniki (dzięki znajomościom) rak i to złośliwy. Dzięki (j.w.) za tydzień operacja, mastektomia piersi prawej i węzłów chłonnych (które były czyste) ale tak na wszelki wypadek. Po czterech dniach wynocha do domu, naturalnie z rurką i butelką. Żona jest b.silna psychicznie, poprostu wyrzuciła wszystko z pamięci. Do dziś funkcjonuje zupełnie normalnie, to ja muszę pilnować aby nie przesadzała, bo dom, wnuki, działka i miłość do kwiatów.Kocham JĄ i szanuję i pomagam ile mogę .ONA 67 lat, ja 72.
    A co do Amazonek, to jednej podziękowałem stanowczo , a żona woli rozmawiać o życiu.

  19. Witaj! Poczułam, bratnią duszę.Mija już szósty rok od mojego „epizodu”, miałam fantastyczną panią doktor, operacja była z jednoczasowym wszczepieniem protezy, ja także od pierwszych dni sumiennie wzięłam się za ćwiczenia. Panie amazonki w moim przypadku były ok , jednak obce było mi identyfikowanie się z tą określoną grupą, powiem iż nawet mnie to irytowało. Nie zamierzałam rezygnować ze swojego dość aktywnego stylu życia. Mieszkam na wsi , pracuję w mieście. Nadal wędruję po górach, jeżdże na rowerze, gram w tenisa i zdarza mi się porąbać drewno. Chciec to móc, jesteś silna dasz rade. Powodzenia

  20. Bo amazonki to też ludzie- są różne. Niektórym się wydaje, ze przejście przez leczenie daje im uprawnienia na nauczanie, jakby otrzymały dyplom.. Jest wiele mądrych i fajnych kobiet, ale są też takie, które nie odpowiadają naszym oczekiwaniom. Taki świat w świecie. Też chodziłam swoimi drogami.. 🙂 Pozdrawiam!
    PS> Na drążku nie zawisam, ale na rowerze pomykam :))

    • Też jeżdżę na rowerze, co prawda nie sprawia mi to aż takiej frajdy i ręka bardziej drętwieje, ale syn lubi, więc czego nie robi się dla dzieci 🙂
      Pomimo moich złych doświadczeń – spotykam nadal fantastyczne kobiety w wielu kwestiach podobne do mnie i to jest bardzo krzepiące. Serdecznie pozdrawiam 🙂

  21. Życzę Ci dużo zdrowia 🙂 To Ty powinnaś nieść tą pomoc, na którą liczyłaś, a której nie otrzymałaś od owej amazonki, z Twojego wpisu wynika, że jesteś świetnie nastawiona do życia, optymistka, trzymam za Ciebie kciuki ( i na pewno pomodlę się dziś o Twoje zdrowie, nie wiem czy jesteś wierząca bo tylko ten jeden wpis czytałam ale nawet jeśli nie to myślę, że się nie obrazisz) nie wszystkim udało się wyjść z pasożyta, ale wierzę, że usłyszysz już tylko dobre wiadomości

  22. Nastawienie, nastawienie i jeszcze raz nastawienie. Ja miałam raka szyjki macicy, jak wyszłam od lekarza, który mnie o tym poinformował i przekazałam tę „informację” mojemu mężowi, pierwsze słowa jakie od niego usłyszałam to było, tylko się nie załamuj. Tysiąc myśli mi się w głowie kłębiło, były momenty zwątpienia, ale nie poddałam się. A wsparcie jakie dostałam od mojego męża to coś co ciężko określić słowami. Raz tylko zadałam mojemu mężowi pytanie „jak będę miała usunięty cały dół czy nadal będziesz mnie kochał ?”. Na szczęście jestem już po operacji, zrobione badania kompleksowe, nie obyło się bez naświetlań (na szczęście nie brałam chemii), teraz tylko profilaktyczne wizyty na onkologii.
    Nie bójcie się kobiety chodzić do ginekologa, robić badań i rozmawiajcie ze swoimi partnerami jakie macie obawy, czego się boicie i nie bójcie się mówić tego jakie macie oczekiwania wobec swoich partnerów, mężów, dzieci i rodziny. Bądźcie EGOISTKAMI w tym jakże nie łatwym dla wszystkich czasie. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia !!!

  23. Nie wszystkie amazonki są takie jak opisujesz , znam bardzo wiele amazonek i wiem że to są pełne życia uśmiechnięte kobiety pomimo choroby potrafią się śmiać.Miałaś to nieszczęście że trafiłaś na amazonkę, być może nie kompetentną, być może ta pani miała inne problemy, że w ten sposób się zachowywała. Nie znam jej i nie chcę jej oceniać.Sama jestem od 9 lat obustronną amazonką i też chodzę do szpitala i nie wydaje mi się żebym komuś „zaszkodziła” swoją wizytą.Zgadza się że w klubach jest większość starszych kobiet, ale starszy nie oznacza zgorzkniałego. Młode kobiety przychodzą na krótko do klubu a później wracają do pracy. Bo nie liczy się pesel, liczy się to kim jesteś i co chcesz przekazać drugiej osobie.Pozdrawiam Cię i życzę dużo wytrwałości.
    Ps. Znam wiele amazonek co uprawiają spory, tylko wszystko trzeba robić z wyczuciem na ile pozwoli Twoje ciało, wtedy na pewno nie zaszkodzisz sobie a wręcz pomożesz.

    • Napisałam wyraźnie, że to było MOJE doświadczenie. Teraz już znam wiele kobiet po mastektomii, które są bardzo pozytywnie nastawione do życia, do świata. A tamto moje spotkanie było pierwsze, dlatego tak bardzo utkwiło mi w pamięci. Nie wątpię w to że jesteś kobietą która potrafi dawać innym wsparcie i oby takich jak Ty było jak najwięcej. Serdecznie pozdrawiam.

  24. Masz rację! Nigdy nie słuchaj jeśli ktoś Ci powie, że czegoś nie możesz teraz robić.
    Moja ciocia po mastektomii dostała zalecenie ćwiczenia ręki, żeby chłonka się nie zbierała. Niewiele pomagały chociaż robiła je regularnie. Ręka zaczęła wracać do „normy” kiedy wyprała dywan i zaczęła wykonywać (trochę na siłę) inne czynności. Ręką mogła robić wszystko tak samo jak przed chorobą. Nie poddawaj się, wszystko wróci do pełnej sprawności tylko nie daj sobie wmówić, że się nie da.
    Pozdrawiam

  25. Pani Agnieszko, KAŻDY człowiek zdrowy potrzebuje regularnych dostaw dobrej energii z zewnątrz, bo inaczej PRZESTANIE być zdrowy. Cóż dopiero osoba chora… Pani potrzebuje KAŻDEGO przejawu POZYTYWNEJ energii (miłości, ciepła, przyjaźni…) i ŻADNEGO przejawu negatywnej (toksycznych osób, ich marudzenia, narzekania, martwienia się, ponurych wiadomości telewizyjnych, depresyjnych książek itp.). Mój rak uratował mi życie 🙂 , naprawdę 🙂 Wszystko przed Panią 🙂

    • Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za to co Pan napisał. Już od kogoś kiedyś usłyszałam to stwierdzenie – że rak to jedna z najlepszych rzeczy, która się w życiu przytrafia. Tylko trzeba go mądrze wykorzystać. Chyba już mogę powiedzieć to samo. 🙂

  26. Z optymizmem patrzeć w przyszłość i robić swoje, może trochę wolniej.
    Ja od 2003 r jestem w miarę stałym gościem w szpitalu na Ursynowie.
    Widzę te wszystkie różne zachowania kobiet jakie pani opisuje.
    tak trzymać!!!
    amazonek

  27. Dzien dobry,
    dopiero trafiłam na Pani wpis, więc komentarz jest tylko dodatkiem do innych oraz w sumie zakończonego już wątku. Ja miałam mastektomię w Szpitalu na Kaminskiego we Wrocławiu i pani Amazonka pojawiła się przed zabiegiem. Mówiła o rehabilitacji, ograniczneniach oraz o tym, że można (i jak) się starać o rentę… Na moje pytanie czy można pływać po zabiegu odpowiedziała, że „można wykonywać ćwiczenia w wodzie”. Ogólnie mnie jej wizyta, mimo na pewno dobrych intencji, całkowicie załamała. Na szczęście na krótką chwilę… dzisiaj 3.5 roku po operacji śmigam na basen prawie codziennie. Oczywiście, nie pływam już tak dużo i intensywnie jak wcześniej, ale …:) jest dobrze 🙂 Nie wiem, czy panie Amazonki, które odwiedzają kobiety przed lub po zabiegu mają jakieś szkolenia, warsztaty jak rozmawiać czy też jest to spontan…Myślę, że powinny… Niestety, mimo dobrych chęci czasem potrafią człowieka zdołować…

    • Każdy wpis i każdy komentarz jest cenny, każda opinia o Amazonkach odwiedzających kobiety w szpitalach też jest bardzo cenna, bo tylko mówiąc o tych „niedoskonałościach” możemy coś zmienić, bo pomimo tych pań, które potrafią inne kobiety „zdołować”, jest też wiele takich, które potrafią innym pomóc. Pływaj, ćwicz i ruszaj się – bo cały czas jesteś normalną kobietą 🙂 – pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *