Przymierzam się do tego tekstu od bardzo dawna, bo ciągle wydaje mi się że jeszcze nie mam prawa o tym pisać. Tylko tak ostatnio zastanowiłam się dlaczego nie mam prawa?
Chyba właśnie mam. Dlatego że po tych górach chodzę. Może faktycznie nie po aż takich wysokich i nie tak często jakbym chciała, ale chodzę i mam zamiar pójść jeszcze nie raz i to w coraz wyższe góry.
Dość częste pytanie które jest zadawane taternikom, alpinistom czy himalaistom brzmi: „dlaczego idziesz w góry, dlaczego idziesz się wspinać?” – odpowiedź która wtedy pada: „bo góry są” wydaje się być oczywista. Bo to jest dobra odpowiedź, bo gdyby ktoś zadał to pytanie mnie, pewnie odpowiedziałabym to samo. Bo tak naprawdę nie wiem po co w te góry idę. Idę bo chcę, bo sprawia mi to frajdę i radość, bo w górach spotyka się fajnych ludzi, bo jest to jakieś wyzwanie i walka z własnymi słabościami. Dokładnie poczułam to w zeszłym roku w lipcu, kiedy po wielu latach braku czasu, wróciłam do gór, bo ten czas raptem się znalazł. I od tego czasu w tych górach zaczęłam bardziej zwracać uwagę na tak zwane zjawisko „polskiej turystyki wysokogórskiej”.
Zanim napiszę o moich przemyśleniach odnośnie tego tematu i o tym co udało mi się podczas chodzenia po górach zaobserwować, zacznę od organizacji moich wycieczek w Tatry. Może tutaj znowu objawi się mój wrodzony pragmatyzm, ale zanim ruszam w góry na szlak, dokładnie sprawdzam czy mam wszystko co potrzebne. Przede wszystkim buty – twarde i za kostkę, porządny i wygodny plecak z osłoną przeciwdeszczową– a w nim T-shirty, bluzy i skarpety na zmianę, sztormiak a najlepiej dwa, coś pożywnego do zjedzenia, gorąca herbata w termosie, i woda w butelce. Nie wspomnę już o takich drobiazgach jak czapka, szalik, minimum dwie bandany, rękawiczki, okulary przeciwsłoneczne i naładowany telefon. Później, jak już zaczęłam wspinać się bardziej regularnie, nabyłam sobie ortalionowe spodnie, ortalionowe ochraniacze na nogi i nakładki na buty takie a la raki w których czuję się jak kozica na śniegu i lodzie. Zaopatrzyłam się też w uprząż – taką lekką i bardzo wygodną, lonżę, i kilka różnych klamer, i jeszcze kilka różnych rzeczy termo-aktywnych (przydają się też do biegania) typu waterproof – bo tego to nigdy nie za wiele. Zdążyłam już ten sprzęt przetestować i z czystym sumieniem mogę stwierdzić że był to bardzo dobry nabytek. Pewnie niedługo zaopatrzę się też w czekan i porządne raki…..
Zwykle idąc w góry wyruszam rano, czyli w okolicach godz. 6.00 czy 7.00. Kiedyś bardzo dawno temu usłyszałam bardzo mądre zdanie, że wychodząc w góry trzeba się liczyć z faktem że jeszcze musimy z tych gór zejść i na to też potrzeba trochę czasu (chyba że zamierzamy nocować w schronisku). Ze zdziwieniem patrzę na ludzi ruszających na wspinaczkę o godz. 12 w południe, bo potem słyszymy o tym że kogoś zupełnie „nieoczekiwanie” zmrok zastał w górach. No cóż w późnych godzinach popołudniowych zwykle zapada zmrok, a czy nieoczekiwanie? W górach zmrok niestety zapada szybko…… Podobnie jest z pogodą. Gdy ruszamy rano na szlak w pełnym słońcu, jest mało prawdopodobne że w tym pełnym słońcu z gór wrócimy. Kilkaset metrów różnicy poziomu i możemy ze zdziwieniem zauważyć że w sierpniu pada śnieg! Sama tego doświadczyłam wchodząc na Gerlach, a to przecież nie jest jakaś zawrotna wysokość. Tylko, że my idąc w sierpniu na Gerlach sprawdziłyśmy pogodę i na ten śnieg byłyśmy przygotowane. Jedyne zastrzeżenie do prognozy pogody było takie, że ten śnieg miał padać dwie godziny później, no ale to już okazało się drobnym szczegółem.
Chodząc po górach trzeba też umieć podejmować decyzje i czasami mieć tę odwagę żeby…….. zawrócić, a nie pchać się w górę za wszelką cenę, bo potem czytamy na Tatromaniaku, że znowu helikopter szukał zabłąkanych i przemarzniętych turystów, którzy zgubili szlak, albo nie zauważyli zmiany pogody.
Historie o chodzeniu po górach w klapkach, sandałkach czy mokasynach wywołują uśmiech na twarzach, ale to naprawdę nie jest śmieszne. W Dolinie Pięciu Stawów widziałam dziewczyny w klapkach, widziałam facetów w sandałkach, z dobytkiem w torebkach foliowych i reklamówkach. Na Świnicę przede mną szła dziewczyna w czerwonych adidaskach i króciutkich spodenkach ledwo zakrywających tyłek. Gdy zaczął podać deszcz – ja wyjęłam z plecaka sztormiak, a ona została w podkoszulku……
Fascynują mnie ludzie idący w góry zimą bez porządnych butów, bez raków, bez czapki. Na co oni liczą? Na cud? Że będzie ciepło? Że śnieg stopnieje? Fascynują nie ludzie wchodzący na Rysy dzień po opadach śniegu, w środku zimy, przy zagrożeniu lawinowym trzeciego stopnia, po komunikatach że tego dnia lepiej nie pchać się na trudne szlaki, na łańcuchy …… Fascynują mnie ludzie którzy chodzą zimą za Babią Górę, po ostrzeżeniach ratowników, że w tym czasie lepiej nie iść, bo oni już kilka osób z tej góry zdjęli, a następnego dnia zdejmują kolejnych, a po dwóch dniach kolejnych i kolejnych, albo niestety znajdują już tylko ciała…….
Brak wyobraźni „polskich turystów wysokogórskich” jest powalający. Co nie znaczy że nie zdarzają się wypadki. Zdarzają się. Zawsze można znaleźć się w złym czasie i w złym miejscu. W miejscu gdzie przez 10 lat nie zeszła lawina, akurat może ona zejść.Ale pomimo tego że wypadki czasem się zdarzają nic nas nie zwalnia z kierowania się zdrowym rozsądkiem i z myślenia. Bo przede wszystkim należy myśleć. Myśleć i umieć przewidywać co może się wydarzyć. I umieć wyciągać wnioski i słuchać mądrzejszych i tych bardziej doświadczonych. Ratowników, TOPRowców, tych ludzi którzy góry znają i wiedzą jak się w nich poruszać.
A na koniec kilka treściwych uwag, jakie wystosował jakiś czas temu do tatrzańskich turystów (pseudoturystów????) ratownik TOPR Andrzej Maciata. Trochę z przymrużeniem oka, a może wcale nie……
„Ludzie zlitujcie się:
– prognozy się sprawdzają,
– jak grzmi w oddali, to zaraz będzie burza i będzie padał deszcz, nie minie nas, nie przejdzie bokiem, a piorun może nas porazić,
– jak spadnie deszcz, robi się ślisko i można spaść w przepaść i się zabić,
– w górach warunki pogodowe zmieniają się błyskawicznie, w pogodny dzień może przyjść mgła,
– jak przyjdzie mgła, to nic nie widać i można zabłądzić,
– jak jest noc, to robi się ciemno i zimno,
– gdy miną godziny popołudniowe, to czas zawracać a nie przeć bezmyślnie dalej,
– śmigłowiec nie lata we mgle i w nocy,
– ratownicy nie są supermenami, którzy w momencie zawiadomienia teleportują się obok was.
LUDZIE ZLITUJCIE SIĘ I DAJCIE NAM SZANSĘ WAS URATOWAĆ!!!!!”
Niestety nawet tak oczywiste zależności ciężkie są do przyswojenia dla wielu turystów.