Bardzo dziękuję wszystkim, którzy zareagowali na mój ostatni post o rozmowach o raku. Dostałam wiele komentarzy, maili, przeczytałam wiele Waszych przemyśleń, wiele komentarzy napisanych pod wpływem emocji, impulsu, wiele słów pisanych gdzieś z głębi serca.
Postaram się trochę podsumować to, o czym pisaliście, jakie jeszcze inne wątki poruszyliście.
Pisząc mój tekst starałam się spojrzeć na temat z różnych stron, opisać wiele różnych kwestii, niestety wiele pominęłam. Pominęłam pytanie „Jak wyniki badań?” – a przecież sama wielokrotnie je słyszałam. To jest kolejne pytanie z serii „Jak się czujesz?”, które może doprowadzić do szału. Ale wiele w Was pisało, że chciało słuchać tych pytań, bo wtedy czułyście, że jesteście ważne, że inni chcą rozmawiać w chorobie.
Pominęłam też bardzo ważne stwierdzenie, że rak to choroba którą się leczy. Nie wiem czy porównanie do grypy jest słuszne, ale prawdą jest to, że na grypę też się umiera. Tylko że grypy nikt się nie boi, a raka owszem. I to też jest ważna konkluzja, że większość ludzi raka się boi. Może gdyby nie był to taki temat tabu, ten strach byłby mniejszy. A to jest tak, że chorzy boją się mówić, bo nie wiedzą jak o tym mówić, bo boją się jak zareagują inni, bo po prostu boją się powiedzieć na głos to proste zdanie – MAM RAKA. Też miałam z tym problem, musiałam się nauczyć mówić głośno, że mam raka, ale nauczyłam się też mówić, że nie poddaję się, walczę, nie załamuję się, leczę się i obiecuję że zrobię wszystko żeby się nie poddać i żyć jak najdłużej.
Też wielokrotnie słyszałam stwierdzenie, że dobrze wyglądam, więc pewnie już jestem zdrowa. Nie wiem czy jestem zdrowa, czy kiedykolwiek będę zdrowa, ale całkiem nie źle się czuję, więc nie mam powodu żeby się umartwiać. Chociaż są dni gorsze, takie chwile kiedy ręka bardziej drętwieje, kiedy kłuje mnie coś w piersi, której nie ma. Miewam też te sławetne „uderzenia gorąca” czy tak zwane „zimne poty”. Tak, to wszystko jest – nie będę kłamać że nie, ale można nauczyć się z tym żyć.
Któraś z dziewczyn napisała dosłownie, że rak to temat tabu, ale dla nas, dla nosicieli pasożytów, dla ludzi którzy już przeszli cały proces leczenia czyli tak zwanych potocznie „ozdrowieńców” – jest to „coś” – „co” należy oswoić i właśnie nauczyć się z tym żyć.
Pisałyście, że na początku choroby trudno się rozmawia o raku, ale potem, z czasem staje się to coraz łatwiejsze. Oczywiście pod warunkiem że inni chcą słuchać. W moim przypadku było całkiem nie źle, bo miałam z kim rozmawiać i dzięki Bogu nadal mam, bo moi znajomi, ci wszyscy ludzie którzy są obok mnie chcą ze mną rozmawiać. O pasożycie, o raku. A może moim podejściem, zachowaniem i tym, że staram się normalnie funkcjonować oswoiłam w nich tę wiedzę o pasożycie i oni już tak bardzo się go nie boją. Chociaż nadal słyszę te sławetne pytania, już się nie wkurzam – odpowiadam, że czuję się tak jak wyglądam. Całkiem nie źle, chociaż mogłoby być lepiej, ale nie powinnam narzekać.
Przykre jest jednak to, że przeczytałam w komentarzach, że są tacy, którzy nie mają z kim porozmawiać, nie mają wokół siebie bliskich, którzy byliby dla nich wsparciem. Brak takich ludzi wokół – faktycznie jest problemem. Są jednak organizacje, są ludzie, którzy w takich sytuacjach służą wsparciem. Moi lekarze wiele razy proponowali mi spotkania ze specjalistami, psychologami, wolontariuszami, takim ludźmi którzy są właśnie do pogadania, do wysłuchania, czasami po prostu do bycia obecnym.
Wydaje mi się że jeżeli nie potrafimy sobie poradzić z chorobą, emocjami, załamaniem, czy depresją – warto skorzystać z pomocy innych. Z pomocy specjalistów. To jest tak jak z chorobą. Jak boli ręka, noga, czy brzuch idziemy do lekarza. Jak boli dusza to też powinniśmy poprosić o pomoc. Tylko czasem nie mamy na to odwagi. Boimy się? Wstydzimy się? A w takim przypadkach za wszelką cenę powinniśmy szukać pomocy, szukać wsparcia. Czasem to też jest tak że łatwiej rozmawia się na ten temat z kimś obcym niż z osobą bliską. Taka rozmowa też może pomóc.
Pisałyście też że nie wolno zamykać się przed światem, zostawać samemu z chorobą. Pisałyście także o tym czego sama doświadczyłam, że mówienie o chorobie może zwiększyć świadomość innych, że każdego z nas może to dotknąć, że każdy może zachorować, że trzeba się badać. Sprawdzać. Regularnie.
I chyba to stwierdzenie jest najlepszym podsumowaniem.
Kochana, życzę Ci bardzo dużo siły!
Dzięki! 🙂
Bardzo dużo się od Ciebie uczę, dziękuję…
Życzę Ci dużo zdrowia i siły do trzymania raka w parterze aż będzie klepał matę 🙂
Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam 🙂
Nie potrafie się oprzec by napisać …jestem stomikiem od 10 lat i powiem wprost ze wygrałam walkę z rakiem .Życze wszystkim , którzy cierpią by włączyli pozytywne myślenie .Pozdrawiam
Bardzo mi się podoba stwierdzenie o „włączeniu pozytywnego myślenia” 🙂 serdecznie pozdrawiam 🙂
Witam, ja swoją „przygodę” z rakiem dopiero zaczęłam i bardzo pomaga mi mówienie o chorobie wprost. Oto moja strona: raczkowanie.blog.pl
Ja też wygrałam walkę z rakiem,operacja,chemioterapia,radioterapia wszystko za mną,teraz mam kontrolę co rok,jestem szczęśliwa ale w najgorszych chwilach była ze mną moja kochana rodzina,codziennie patrze na świat z radością,życzę dużo siły będzie dobrze,pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za komentarz, serdecznie pozdrawiam.
Witam Agnieszka jak się dzisiaj czujesz ?dzisiaj jest taka ładna pogoda na spacer,mocno Cię ściskam !
🙂
Agnieszko, wspaniale napisane. Po operacji w 2010r.jestem tak samo sprawna jak przed. Przeczytałam wszystko co napisałaś o sobie, swoim leczeniu, uczuciach, odczuciach…., to takie moje wspomienia. Życzę Agnieszko zdrowia.
Dziekuję za to co napisałaś. Własnie dowiedziałam się o chorobie mojego brata . Pierwsze dni to koszmar, bunt, niedowierzanie, szukanie wszędzie kontaktów , pomocy, ale niestety . Najgorsze jest to ,że on odciął się od znajomych , nie chce nikogo widzieć. Jak mam mu pomóc ?
Każdy na diagnozę reaguje inaczej, czasem też tak jak Twój Brat, zawsze należy wspierać osobę chorującą, ale to ona sama musi chcieć się leczyć i mieć dobre nastawienie do leczenia. Nastawienie psychiczne jest bardzo ważne, ale oswojenie się z tym że pasożyt dopadł właśnie nas jest czasami bardzo trudne…może jakieś grupy wsparcia, pomoc psychologiczna, albo rozmowy z tym, który pomimo pasożyta żyją i robią wszystko, żeby z tego życia korzystać – pozdrawiam Was serdecznie.
dziękuję za odpowiedź, będę próbować po prostu być przy nim