Jestem i będę asymetryczna, czyli o tym dlaczego nie zrobię rekonstrukcji…….

Każda kobieta po mastektomii temat rekonstrukcji przerabiała wielokrotnie. Teoretycznie, w sieci, w myślach, podświadomie, a wiele z nas w praktyce, bo na tę rekonstrukcję zdecydowało się wiele kobiet. Moment, w którym dowiedziałam już na 100% że w moim przypadku dojdzie do amputacji, pamiętam bardzo dokładnie. Rozpłakałam się dopiero po wyjściu z gabinetu lekarskiego. Chwilę to trwało, nawet powiedziałabym że dość długą chwilę, a kiedy już się uspokoiłam, wytłumaczyłam sobie, że nie ma tego złego, bo jak już tego pasożyta ze mnie wytną, to zawsze mogę zrobić rekonstrukcję i nie będzie problemu.

Kiedy już przetrawiłam i zaakceptowałam te wszystkie informacje dotyczące pasożyta, kiedy już wyczytałam i dowiedziałam się wszystkiego o chemii, leczeniu, operacji, rehabilitacji, naświetlaniach i skutkach ubocznych wszystkich leków którymi mnie faszerowano, przyszedł czas na poczytanie o rekonstrukcji. Bo wtedy jeszcze nie miałam żadnych wątpliwości, że ta rekonstrukcja kiedyś się odbędzie. Znalazłam kliniki w których takie operacje się odbywały, znalazłam lekarzy, którzy takie operacje robili, znalazłam dziewczyny które takim operacjom się poddały.

Praktycznie cała końcówka chemii i czas do operacji upłynął mi na zbieraniu informacji o rekonstrukcji. Znalazłam nawet wiele opinii o tym, że można zrobić mastektomię i rekonstrukcję piersi podczas tej samej operacji. Rozmawiałam nawet o tym z moim Najlepszym Doktorem, ale usłyszałam od niego takie zdanie, które bardzo mi utkwiło w uszach: „Pani Agnieszko, najpierw się stawia płot, a jak on już stoi solidnie, to dopiero potem go się maluje.” Może to takie bardzo przyziemne porównanie, ale bardzo dosadne. W każdym razie do mnie przemówiło. Najpierw trzeba wszystko wyleczyć, a rekonstrukcja, dopiero po jakiś dwóch latach. Tak wstępnie ustaliliśmy.

Kiedy nadszedł dzień operacji, to chyba bardziej bałam się tego co wyjdzie na histopatologii z tego co ze mnie wytną, niż tego że zostanie mi – znowu mówiąc obrazowo i dosadnie – obcięty cycek. Szczerze mówiąc myślałam, że zrobi to na mnie dużo większe wrażenie. Oczywiście, że pierwsze widoki szwów i tego co zobaczyłam pod opatrunkiem były szokiem, ale bardzo szybko oswoiłam się z tym widokiem. Po operacji bardzo skupiłam się na pielęgnowaniu blizny, ale chyba jeszcze bardziej na ćwiczeniach i rehabilitacji, zwłaszcza jak pooglądałam sobie obrzęki limfatyczne – bardzo podziałało to na moją wyobraźnię, żeby do niego nie dopuścić. Potem dość długo trwało dobieranie protezy i kolejne pooperacyjne wizyty na Wawelskiej, no a potem cały miesiąc naświetlań. Nabierałam sił i życie wracało do normy. Jeszcze w tak zwanym międzyczasie było kilka wizyt w szpitalu, przez różne infekcje i inne babskie przypadłości, więc z  łóżkiem szpitalnym zżyłam się bardzo, ale jak najszybciej zawsze z niego uciekałam i wcale nieśpieszno było mi do niego wracać.

Przez pierwsze tygodnie, a może nawet miesiące po operacji, musiałam nauczyć się patrzeć na moje odbicie w lustrze. To było dość trudne, ale zmierzyłam się tym problemem i z czasem było coraz lepiej. Musiałam nauczyć się spać inaczej niż zwykle, bo zawsze spałam na brzuchu i trzeba było to zmienić. Nauczyłam się tego, żeby zawsze nosić protezę gdy wychodziłam z domu. Przede wszystkim po to, żeby trzymać się prosto, nie garbić się i utrzymać jakąś symetrię ciała, ale i ze względu na estetykę. Czasem w lato trochę wystaje mi ta proteza z dekoltu, czasem wystaje mi razem z moją blizną, ale nie przeszkadza mi to. Noszę bluzki i sukienki z dekoltem i na ramiączkach też i to, że czasem coś widać, nie jest dla mnie problemem. Ale w weekendy po domu protezy nie zakładam. I dla nikogo nie jest to żadnym problemem. Może już się przyzwyczaili? Pamiętam za to, jak niedługo po operacji pojechałam z dziećmi do ciotki na weekend i rano przyszłam na śniadanie w piżamie. Ta moja ciotka to taka moja najbliższa rodzina i dla mnie normalne było to, że nie muszę się specjalnie do śniadania ubierać, ale dla mojej ciotki……., no waśnie dopiero wieczorem powiedziała mi jaki to był dla niej szok, widząc mnie z jednym cyckiem. Później już się przyzwyczaiła i teraz nie ma żadnego problemu, ale początki były trudne. Właściwie to nie przypuszczałam, że reakcje ludzi obok mnie mogą być aż takie.

Tak szczerze mówiąc to nie pamiętam kiedy nastąpił ten moment, że fakt mojej asymetrii stał się dla mnie czymś normalnym. Jak tak cofam się myślami, to chyba było to coś około poł roku po operacji. Zaczęłam bardzo poważnie zastanawiać się po co ta rekonstrukcja jest mi potrzebna. Może gdybym była młodsza patrzyłabym na to inaczej. Nie czuję się mniej kobietą, ani nie czuję się gorszą kobietą przez to że nie mam cycka. Ludzie żyją bez rąk i bez nóg i też nie źle sobie radzą. Poznałam wiele kobiet, które rekonstrukcję zrobiły. Obejrzałam sobie wiele piersi po rekonstrukcji, poznałam różne techniki jak się tę rekonstrukcję robi – z ekspanderem, z przeszczepem tkanki tłuszczowej, z rekonstrukcją brodawki. Im więcej tych informacji dostawałam, im więcej poznawałam kobiet – które poddały się rekonstrukcji – opowiadających mi o kolejnych operacjach, czy poprawkach, tym częściej zastanawiałam się czy naprawdę jest mi to potrzebne. Po co kolejne wizyty w szpitalu, kolejne operacje, przecież ja już tyle mam ich za sobą. Kropką nad „i” była moja ostatnia operacja, po której dochodziłam do siebie prawie dwa miesiące. Ja już chyba nie chcę kolejnych cięć, kolejnych kroplówek, wenflonów, kolejnej narkozy, kolejnych szwów, wizyt w szpitalu. Wolę dobrać sobie następną dobrą protezę, bo teraz chcę taką w kształcie łezki, żebym mogła nosić bardziej wycięte staniki…

Rozumiem kobiety, które źle się czują ze swoją asymetrią, ale ja czuję się z nią dobrze, nie przeszkadza mi ona i nie czuję się z nią mniej kobieca. Kibicuję jednak bardzo tym dziewczynom, które decydują się na operację. Bo to kolejne trudne wyzwanie. Nie chcę tutaj nikogo do operacji zniechęcać, czy do niej zachęcać. Napisałam o SWOICH doświadczeniach i przemyśleniach i o tym co po tych przemyśleniach postanowiłam. Napisałam, bo wiele osób chce rozmawiać na ten temat, ale nie ma wystarczająco dużo odwagi żeby tę rozmowę zacząć. Napisałam, bo wiele osób nadal pyta mnie jaką podjęłam decyzję, a jak już odpowiem, że rekonstrukcji nie zrobię, to zawsze następuje pytanie: dlaczego? Właśnie dlatego ten tekst. Myślę, że teraz każdy zrozumie moją decyzję.

I jeszcze jedno. Każda z nas ma prawo do własnej decyzji. A łatwiej te decyzje się podejmuje rozmawiając z lekarzami, z kobietami o podobnych problemach, czy wątpliwościach. Dlatego zanim podejmiecie decyzję o rekonstrukcji – nie wstydźcie się rozmawiać o niej. Rozmawiać z lekarzami z chirurgami ze specjalistami i pytać o wszystkie możliwości i o wszystkie za i przeciw.

00010R95NN89NGB8-C116-F4

7 myśli nt. „Jestem i będę asymetryczna, czyli o tym dlaczego nie zrobię rekonstrukcji…….

  1. Jestem meżczyzna ale rozumiem a przynajmniej staram sie zrozumiec ta kobiete.Kilka znajomych i siostra odeszły bo nie podjeły walki Bog jeden wie dlaczego Nie wiedzialem do mamentu kiedy rozmawialem z kobieta ktora ta walke podjela i wygrala.Prosze mi wierzyc ze brak jak to okresliła autorka i moja znajoma cycka w niczym nie umniejsza kobiecosci wrecz przeciwnie pokazuje sile i detrminacje a to piekna cecha. Zycze zdrowia

  2. Jestem 8 lat po usunięciu częściowym prawej piersi i biłam się z myslami wiele razy czy zrobić sobie nowego cycka ale jestem takiego samego zdania co pani po co cierpiec znowu .Przyzwyczailam się zaakceptowałam się mój mąż też jest dobrze też się przed nikim nie chowam nie wstydzę się że byłam chora na RAKA mój mąż mówi (niech się wstydzą ci co widzą mądry nie widzi głupi się pocieszy .

  3. A dla mnie jesteś jedyna w swoim rodzaju i najfajniejsza, nieważne, że bez cycka. Możesz nie mieć cycka, bądź tylko zdrowa i szczęśliwa. Ja tam całe życie wyglądam jak bez cyc…ków, bo takie mam małe dziubdziulki, że hoho – i fajnie! Jak jeździłam konno to nie było ryzyka, że sobie zęby wybiję, mogę spać na brzuszku, tak jak kiedyś Ty (Uwielbiam spać na brzuchu!), a uwagę zwrócą na mnie tylko w miarę „normalni” faceci, a nie Ci „cyckowi”…
    Buzia!

  4. Moja żona jest 7 lat po operacji oszczędzającej. Tak się złożyło, że ten naturalnie ciut mniejszy, teraz jest jeszcze mniejszy. W sumie sporo mniejszy. I wcale to nie przeszkadza. Mówię w ten sposób: niektórzy wolą większe, inni większe. A ja mam (do zabawy) raz mniejszego, raz większego. Zależnie od tego, na co mam akurat dzisiaj ochotę.

  5. Pani Agnieszko, zgadzam się z panią w zupełności. Jestem po dwóch operacjach. Pierwsza prawie 3 lata temu i to było częściowe usunięcie piersi a rok temu druga operacja , usunięcie tej samej piersi. Po operacji poczułam ulgę, już w tej piersi nic mi nie grozi. Nawet przez chwilę nie myślałam o rekonstrukcji,bo najważniejsze, że żyję i jestem zdrowa. A brak cycka nie przeszkadza spełniać moje marzenia i oddawać się moim pasją. A przecież w życiu o to chodzi , żeby cieszyć się każdą chwilą. Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *