Jako że jestem córką dentysty, już od lat najmłodszych wpajano mi do głowy fakt, że zawsze trzeba dbać o zęby. Bez względu na nasze choroby i różne inne przypadłości, raz na pół roku trzeba pójść do stomatologa. Tak profilaktyczne. No dobrze, jak wszystko jest z naszymi zębami OK, to wystarczy raz na rok ale ważne, żeby to było systematycznie.
W zeszłym tygodniu właśnie przypadł termin mojej kolejnej wizyty. Ponieważ „mój” dentysta, to mój bardzo dobry znajomy, którego znam praktycznie „od zawsze”, zaczęłam z nim rozmawiać o tym, co mnie od jakiegoś czasu nurtowało. A mianowicie moja śluzówka. Od niedawna – a może już od dawna, ale od niedawna zaczęło mi to przeszkadzać – z moją śluzówką coś się dzieje. Problem polega na tym, że ciężko jest mi ubrać w słowa o co mi konkretnie chodzi. To jest trochę tak, jak było w trakcie chemii. Pamiętacie? przechodziliśmy przez to, śluzówka wysycha (najgorzej jest jak się rano budzimy), a potem nagle występuje ślinotok, jama ustana jest bardzo obolała i podrażniona, pojawiają się problemy z przełykaniem, potem problemy z nosem i gardłem, trochę to wygląda jak przeziębienie, ale nie do końca. Pamiętam że w tamtym czasie jadłam lody, mrożone owoce i długo trzymałam je w ustach, albo ssałam kostki lodu, bo to była dość spora ulga. Tylko, że śluzówkę mamy nie tylko w ustach, nosie i gardle, ale w wielu innych miejscach. I w tych innych miejscach, ona też „zachowuje się” niestandardowo. No i właśnie do jakiegoś czasu, obserwuję, że z tą moją śluzówką coś się dzieje. Jakaś taka suchość i ustach, potem ślinotok, często taki dziwny posmak, opuchlizna……. Ponieważ w klinice gdzie przyjmuje mój stomatolog pracują różni specjaliści, natychmiast zostałam odesłana do przesympatycznej pani doktor, która zajmuje się właśnie takimi zmianami w buzi. Oczywiście opowiedziałam jej o moich problemach zdrowotnych, tarczycowych i onkologicznych i o tym jakie miałam problemy z buzią w trakcie chemii, no i dowiedziałam się pani doktor wielu ciekawych rzeczy.
Tak naprawdę, w leczeniu onkologicznym problemy z naszą śluzówką pojawiają się już od samego początku i są wyznacznikiem tego, że w naszym organizmie coś jest nie tak. Moja pani doktor (ta od ustalania leczenia onkologicznego), jeszcze przed podaniem pierwszej chemii uprzedziła mnie, że mogą wystąpić jakieś zmiany w jamie ustnej, nosie i gardle, czyli ból i podrażnienia, że mogę stracić smak, mieć jadłowstręt, albo napady wilczego głodu, mogę nie tolerować różnych smaków, zapachów, czy po prostu mieć na nie odruch wymiotny. Moja pani doktor mi o tym POWIEDZIAŁA, więc jakoś byłam na to przygotowana, chociaż szczerze mówiąc nie myślałam, że będzie aż tak źle. Zastanawiam się ilu lekarzy mówi o tym swoim pacjentom. Z tego co ostatnio rozmawiałam ze swoimi onkologicznymi znajomymi, to nie zdarza się to zbyt często. Lekarze nie mówią też tego, że jeżeli takie problemy się zaczną, to bardzo trudno jest się ich pozbyć.
Po leczeniu, a właściwie po tym pierwszym najbardziej inwazyjnym leczeniu wydawało mi się że problem zniknął. Tylko że jak tak teraz patrzę wstecz, to zastanawiam się czy on zniknął, czy fakt, że wróciłam do życia przesłonił mi wszystkie dolegliwości jakie mi pozostały. Bo problem ze smakami pozostał, podobnie wrażliwość w jamie ustnej. Bo ciągle mi coś przeszkadza, mam wrażenie że jak mówię to pluję, a potem czuję tę dziwną suchość. Od jakiegoś czasu coraz bardziej mi to przeszkadza. I tak w zeszłym tygodniu trafiłam do lekarza, od którego usłyszałam, że niestety jest to pozostałość po chemii i jeżeli ten problem w trakcie chemii był tak nasilony to po leczeniu wcale nie zniknie, tylko będzie trwał nadal, w mniejszym lub większym natężeniu. I ostatnio mam chyba to większe natężenie, a poza tym ilość leków którą biorę też nie jest na to obojętna, no i koło się zamyka.
Pani doktor stwierdziła sporą opuchliznę, więc nie dziwne że mi to przeszkadza. Niestety leczenie tej części ciała jest trudne, żmudne i raczej długotrwałe. Na razie będę eksperymentować. Zobaczymy co na mnie zadziała. Zakupiłam już azulan do płukania i sporą ilość siemienia lnianego. Mam go parzyć, a potem tą ciepłą zawiesiną płukać usta. I jeszcze nawilżać usta kroplami oleju lnianego albo oleju z wiesiołka. I nie jeść zbyt ostrych potraw i próbować rozluźniać szczękę. Może w następnym kroku pomyślę o aparacie, takim na noc do spania. No cóż, na razie zaprzyjaźniłam się z siemieniem lnianym, pilnuję płukania buzi i za miesiąc mam kolejną wizytę. Zobaczymy …….
Azulan działa przeciwzapalnie, ale może dodatkowo wysuszać, Skontaktuj się z dobrym laryngologiem. Ja dostałam receptę na lek, który zrobiła farmaceutka w aptece. Bardzo mi pomógł, ale nie pamiętam nazwy.
Dzięki za odpowiedź 🙂