ŻYCIE W CZASACH ZARAZY

Właśnie mija miesiąc naszej izolacji. Miesiąc od czasu kiedy nasze życie z dnia na dzień zmieniło się o 180 stopni. Pięć tygodni temu chyba nikt nie zdawał sobie sprawy jak ten czas epidemii będzie wyglądał, ale z dnia na dzień szara rzeczywistość zarazy oganiała nas coraz bardziej. Ups, chyba mi wyszło jak początek jakieś tandetnej powieści, a nie o to mi chodziło.

Generalnie to chyba wszyscy mają dość, a cały paradoks polega na tym, że przecież ciągle narzekaliśmy na chroniczny brak czasu i życie w ciągłym biegu. A teraz ? Nigdzie się nie śpieszymy, możemy w piżamie pójść do pracy, czyli wstać i odpalić kompa i od razu być w pracy. Szwędamy się o domu albo po pustych ulicach i wyludnionych sklepach – tylko z drugiej strony jak długo można tak funkcjonować ? Pierwszy tydzień – pomijając oczywiście całą tę nerwówką związaną ze zmianą życia o te 180 stopni – był nawet fajny. Spędzając większość czasu w domu, czas ten upływał mi na  sprzątaniu, praniu, nadrabianiu wszystkich zaległości, gotowaniu codziennie obiadów i to czasem nawet dwudaniowych, oglądaniu filmów na które nie było czasu – tylko jak długo można żyć w takim zawieszeniu ? Jak długo można żyć ten sposób ? Jak długo można sprzątać, prać i stać przy garach?

Mnie już po jakimś tygodniu zaczęło nosić, bo chyba właśnie tyle czasu potrzebowałam, żeby dotarło do mnie, że to zawieszenie nie skończy się na dwóch tygodniach, tylko potrwa znacznie dłużej. Tylko pytanie co to znaczy dłużej. Najpierw rzuciłam się do Internetu szukać informacji o programach osłonowych dla firm, bo moja firma działa w branży oświatowej, więc 16-go marca musiałyśmy ją zamknąć. Sporo czasu minęło zanim zaczęłam kreślić jakąś strategię ratowania czego tylko się da. Chyba przez ostatnie 10 lat nie rozmawiałam z księgową tyle, ile przez ostatni miesiąc. W każdym razie walczę. Przetrwałam już równe katastrofy i zawirowania, więc muszę wierzyć że tym razem też przez to przebrnę. Jakiś czas temu życie nauczyło mnie nie wybiegać zbytnio w przyszłość, a teraz tak naprawdę to żyję dniem dzisiejszym i chyba nie w jestem w tym odosobniona.

Stojąc w kolejkach do sklepu, po warzywa, czy po mięso na bazarku przypomina mi się stan wojenny. W takiej sytuacji przychodzi czas na refleksję, że nie umieliśmy doceniać tego co mieliśmy dotąd. A teraz żeby kupić choćby pieczywo, trzeba swoje odstać. Dobrze, że w sklepach niczego nie brakuje, bo te prawie 40 lat temu jak już dobiliśmy do sklepu to kupowało się to co było, a nie to chcieliśmy.

Wielu z nas nadrabia zaległości w filmach i książkach. Ja też trochę gapię się w telewizor lub komputer (głównie nadrabiam zaległe opery), ale też sporo ostatnio czytam. Znalazłam na półce Miłość w czasach zarazy. Zdaje się że długo tam stała, bo jakoś nie miałam do niej przekonania, a teraz wreszcie do niej dojrzałam. Odkopałam Paulo Coelho, bo zawsze chciałam przeczytać te książki jeszcze raz, a nigdy nie mogłam się zebrać. Wczoraj skończyłam Zaklinacza czasu, o teraz czeka mnie Nie ma Mariusza Szczygła, więc dokulturalniam się jak mogę.

Niestety psychika trochę mi siada, ale to też nie jest tylko mój problem, bo wiele osób z którymi rozmawiam, ma tak samo. Mam potworną huśtawkę nastrojów. Jednego dnia dołek, drugiego – energia do działania, która kończy się z chwilą brania się za kolejne pranie, czy kolejny obiad. Już mi się kończą pomysły na te obiady. Zrobiłam nawet papryczki nadziewane (musiałam zużyć papryki), lasagne (w najniższej szufladzie znalazłam odpowiedni makaron), jabłka zapiekane z żurawiną i gruszki z miodem i orzechami (musiałam zabrać z pracy wszystkie owoce żeby nie zgniły), jakieś zapiekanki mięsno-warzywne, czy tarty warzywno-serowe albo zupy kremy i powoli kończy mi się wena i inwencja. Dziś na szczęście gotuje syn …..

Pewnie zostanę shejtowana – zresztą nie po raz pierwszy – ponieważ nie stosuję się do zaleceń miłościwie nam panujących, bo ja od samego początku zamknięcia nas w domach regularnie biegam. Myślę, że gdybym tego nie robiła, to zwariowałabym już po kilku dniach. Już miesiąc temu wróciłam do moich 10 kilometrów i biegam je co drugi dzień. A kiedy nie biegam, to chodzę po schodach. Nadal wchodzę na 160 pięter, ale już z 5  kilogramowym plecakiem. Czasem chodzi ze mną Andrzej. Ostatnio też syn wyraża zainteresowanie i moja dobra sąsiadka – mam nadzieję że dziś ją wreszcie wyciągnę na klatkę schodową i to nie tylko na pogaduchy – Ania to do Ciebie ….

Przeraża mnie tylko ilość śmieci które mijam na ulicach – szczególnie gumowych rękawiczek walających się po trawnikach. Jeszcze niedawno wszyscy byli bardzo ekologiczni, ograniczali zużywanie plastiku, foliowych toreb, czy słomek, a teraz plastik jest wszędzie i mam wrażenie że tylko nielicznym to przeszkadza.

Ostatnio zaczęłam też więcej ćwiczyć – brzuszki, hantle i taśmy TRX, a i tak boję się że zapyzieję bez regularnej siłowni, bo te domowe ćwiczenia to niestety nie to samo.

Coraz częściej zastanawiam się jak będzie wyglądał świat kiedy wrócimy do normalności. Tylko jaka ta normalność będzie? Czy na pewno taka sama jak przed 16 marca 2020? Przynajmniej na razie postanowiłam się nad tym nie zastanawiać. Zobaczymy – człowiek to podobno takie zwierzę które wszystko przetrwa i przyzwyczai się do każdych warunków życia ……….

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *