Czy średnio przeciętny człowiek wie gdzie leży Oman? Myślę, że znajdzie się wiele osób, które nie zdają sobie sprawy z tego że taki kraj w ogóle istnieje. Przyznam się że nigdy nie czułam potrzeby zgłębiania informacji o Omanie, że o podróży do tego kraju nie wspomnę, aż do chwili gdy zaplanowałam podróż do Dubaju. W każdym przewodniku o Dubaju, znajdziecie jakieś informacje o Omanie. Czasem jest to tylko niewielka wzmianka, na przykład krótka wycieczka z Dubaju, lub opis meczetu w stolicy Omanu, lub jakieś informacje o miastach, bazarach, kadzidłach czy miejscach które są warte zobaczenia. Czytając te szczątkowe opisy, po jakimś czasie zaczęłam szukać bardziej szczegółowych informacji o tym kraju, a im więcej o nim czytałam, tym bardziej nabierałam przekonania, że muszę tam pojechać. Po krótkiej dyskusji z Andrzejem, postanowiliśmy, że przedłużymy naszą wyprawę i z Dubaju pojedziemy do Omanu.
Zdecydowaliśmy się na autobus. Podróż z Dubaju trwała około 8 godzin, a przekraczanie granicy stanowiło nie lada atrakcję. Tak naprawdę to odzwyczaiłam się od tego, że skrupulatnie sprawdza się paszporty, potwierdza wszystkie dane na formularzu wizowym, wypełnia mnóstwo karteczek, przegląda dokładnie zawartość bagaży, a na koniec jesteśmy my i oczywiście nasze bagaże porządnie obwąchiwani przez pieski szukające narkotyków. Ale mimo wszystko było to ciekawe doświadczenie i polecam przejście graniczne w Hata jeżeli ktoś ma ochotę na chwilę nostalgii z czasów kiedy jeszcze nie byliśmy w strefie Schengen.
Powiem szczerze, że pierwsze wrażenie jeżeli chodzi o Oman nie było najlepsze, a to dlatego że pierwszymi osobami na które natknęliśmy się byli taksówkarze. W Omanie taksówki nie mają taksometrów, a wsiadając do taksówki trzeba się upewnić, że kierujący zrozumiał gdzie chcemy jechać i wie gdzie to miejsce się znajduje, ale przede wszystkim – zanim wsiądziemy, trzeba ustalić cenę. My niestety nie zrobiliśmy tego. Taksówkarz nie miał pojęcia gdzie jest nasz hotel, pojechał w odwrotnym kierunku i zażądał od nas jakiś kosmicznych pieniędzy. Całe to zajście skończyło się wielką awanturą na ulicy, Andrzej już zaczął szukać policji. Dobrze że w tym zbiegowisku znalazł się ktoś, kto potrafił się z nami dogadać i pomógł nam trafić do hotelu. Na szczęście potem było już tylko lepiej.
W Maskacie – stolicy Omanu spędziliśmy dwa dni i jest to wystarczający czas żeby obejrzeć Meczet Sułtana Kabusa, poszwędać się po starej części miasta, po porcie, zwiedzić bazar czyli Mutrah Souq, zrobić zdjęcia pałacu Sułtana i wybrać się na zakupy w jednym a licznych centrów handlowych.
Trzeciego dnia pobytu w Omanie pojechaliśmy na lotnisko odebrać wynajęty jeszcze w Polsce samochód i ruszyliśmy na podbój tego kraju. Wiele przewodników ostrzega, że drogi oznaczone na mapach Omanu wcale nie muszą być asfaltowe. Co innego teoria, a co innego praktyka, bo moment kiedy kończy się asfalt – w pierwszej chwili jest bardzo trudny. Jechać? Czy nie? Niby droga jest, ale jakaś dziwna…. Dopiero samochody jadące z przeciwka utwierdziły nas w przekonaniu że jednak jest to normalna, regularna droga.
Chyba już tego pierwszego dnia, po wyjechaniu z miasta i zjechaniu z autostrady, zakochaliśmy się w Omanie.
Przez kolejny tydzień żyliśmy w samochodzie. Nasz Outlander okazał się na tyle duży i wygodny, że decyzja o nie zabieraniu namiotu, okazała się dobrą decyzją. Parkowaliśmy w różnych i ciekawych miejscach i każde z nich było dobre na nocleg. Spaliśmy w wadi, czyli wąwozach z rzeczkami, jeziorkami i bujną roślinnością, gdzie dziesięć metrów na naszej sypialni (czyli samochodu), mieliśmy prywatne jeziorko z wodospadem, od którego wskoczyliśmy jeszcze przed śniadaniem. Spaliśmy na plaży, gdzie po zapadnięciu zmroku przyjechały samochody z dziesiątkami Omańczyków, którzy rozłożyli koce i biesiadowali przy świetle księżyca. Spaliśmy też na dzikiej plaży, gdzie przez kilometry nie było żywej duszy, a słychać było tylko szum fal. Spaliśmy w górach, na wysokości ok. 2000 m. n p. m. na ostatnim parkingu jaki znaleźliśmy, gdzie potwornie zmarzliśmy, a herbatę gotowaliśmy na półeczce skalnej niedaleko przepaści, bo tylko to miejsce było w miarę osłonięte przed wiatrem.
W każdym w tych miejsc spotykaliśmy różnych ludzi, ludzi którzy zapraszali nas do swoich domów, na kawę, na daktyle, czy choćby po to żeby po prostu pogadać z kimś z daleka.
Spędziliśmy dzień na Pustyni Wahiba Sands i ta pustynia zrobiła na nas ogromne wrażenie. Czy oglądaliście kiedyś wschód, albo zachód słońca na pustyni? Ten ogrom piasku w niesamowitych kolorach i tańczące po wydmach cienie …… Prawie ominęło mnie śniadanie przez tę pustynię i wałęsanie się po wydmach po wschodzie słońca. Chciałabym tam kiedyś wrócić, ale co najmniej na tydzień i pojeździć po wydmach ale nie tylko samochodem, czy quadem, ale też i na wielbłądzie. Chciałabym spędzić kilka dni w górach, bo kanion przecinający góry Hadżar porównywany jest do Kanionu Kolorado. Jest tam wytyczonych masę szlaków turystycznych i ścieżek, prowadzących przez opuszczone wioski, piękne wąwozy i półki skalne. Tylko żeby w Omanie pochodzić po górach, należy przyjechać tu zimą. W wrześniu, w czterdziestostopniowym upale daleko bym nie zaszła niestety, więc chodzenie po górach – trochę w bólem serca – ale odpuściliśmy.
Ten tydzień to było stanowczo za mało czasu, żeby pojechać na południe do Salalah. Marzy mi się taka podróż wzdłuż wybrzeża oceanu, zwiedzanie kolejnych wąwozów, dzikich plaż i ciekawych miejsc, ale to wyprawa na dwa tygodnie, albo jeszcze dłużej.
Co ciekawe – spotykam ostatnio coraz więcej ludzi, którzy planują podróż do Omanu, albo gdzieś już o tym kraju słyszeli i zastanawiają się nad tym czy tam się wybrać. Dla nas była to niesamowita przygoda, a ze spontanicznej decyzji wyszła wyprawa, która długo zostanie nam w pamięci.
Z Omanu wróciliśmy z niesamowitymi nowymi znajomościami. Przez zupełny przypadek spotkaliśmy ludzi, którzy zapraszali nas do swoich domów, dwa razy przez zupełny przypadek spaliśmy w domach u nowo poznanych Omańczyków. Najpierw w rodzinnej posiadłości starszego pana, którego poznaliśmy jeszcze w Maskacie. Wymieniliśmy się telefonami i po kilku dniach zostaliśmy zaproszeni do jego rodzinnego domu w mieście Ibra. Dostaliśmy od niego w prezencie zwiedzanie ruin starego miasta z prywatnym przewodnikiem. Abdullah poświęcił nam sporo czasu opowiadając o historii miasta, historii Omanu i zwyczajach i tradycjach tego kraju. Wypiliśmy razem sporo omańskiej kawy parzonej w tradycyjnym dzbanku zwanym dallah, a ja w rewanżu w ramach kolacji zrobiłam moją ulubioną sałatkę gracką, która bardzo Abdullahowi smakowała.
Ostatniego dnia pobytu w Omanie, przez spore nieporozumienie z rezerwacją hotelu na lotnisku w Maskacie (do hotelu można wejść tylko po odprawie, o czym booking.com mnie nie poinformował), poważnie rozważaliśmy nocleg w hali odlotów. Musieliśmy chyba nie najlepiej wyglądać, bo podeszła do nas dziewczyna w przepięknej haftowanej abai z pytaniem czy potrzebna nam jest pomoc. W ten sposób poznałam Wiaam i jej męża Hameda, no i ostatnią noc w Omanie spędziliśmy w pięknej willi na przedmieściach Maskatu w domu rodziców Wiaam. Oczywiście przegadaliśmy kilka godzin rozmawiając o swoich rodzinach, krajach i życiu w Polsce i w Omanie, o kobietach ich pozycji w krajach islamskich i wielu, wielu rzeczach o których my ludzie zachodu nie mamy zielonego pojęcia.
Ten tydzień był zdecydowanie za krótki. Zrobię wszystko żeby tam wrócić. Wrócić na dłużej i może większą grupą, żeby doświadczyć ten kraj jeszcze bardziej i zobaczyć jeszcze więcej. A jeżeli ktoś z was zastanawia się czy jechać do Omanu, to powiem tak: po prostu kupcie już bilet na samolot, i nie zastawiajcie się dłużej. Po prostu tam pojedźcie.
A ja bym tam chciała jechać z Tobą ….pomyślisz o tym
pomyślimy, ale nie w tym roku …… 🙂