Jak wygląda życie w Dubaju i jacy są jego mieszkańcy, czyli o tym jaki jest Dubaj naprawdę. część II

Przez tydzień pobytu w Dubaju udało mi się poznać tylko jednego (słownie JEDNEGO) obywatela tego kraju. Nie znaczy to wcale że jestem aż taką gburowatą osobą, że z nikim przez ten tydzień nie udało mi się porozmawiać, wręcz przeciwnie. Poznałam całą masę przesympatycznych ludzi, ale to nie byli obywatele Dubaju. To były osoby mieszkające w Dubaju, pracujące w Dubaju, czy przebywające w Dubaju, lub cyklicznie przyjeżdżające do Dubaju a to zupełnie coś innego. Populacja Dubaju to trochę ponad 3 miliony mieszkańców, z tego, obywatele tego państwa stanowią tylko około 20% tej populacji. Cała reszta to armia ludzi niemal z całego świata, pracujących w Dubaju i obsługujących obywateli Dubaju oraz turystów. To kto w takim razie pracuje w Dubaju i Abu Dhabi? Większość tych ludzi to Azjaci. Sporo z nich pochodzi z Pakistanu i Bangladeszu, to oni prowadzą dubajskie taksówki i autobusy. Dla odmiany w Abu Dhabi taksówkami jeżdżą głównie Nepalczycy i Hindusi. W sklepach i usługach pracują przybysze z całej Azji i Afryki. Egipt, Somalia, Algieria, Maroko, Kongo, Indie, Indonezja, Malezja, Pakistan – przez ten tydzień poznałam wiele osób z tych krajów, również kilku Persów i Chińczyków. Dziewczyny z Filipin pracują w hotelach na niższych stanowiskach, czyli jako sprzątaczki, czy obsługa kuchni. Na wyższych stanowiskach, czyli przez bezpośredniej obsłudze gości pracują znające biegle angielski Indonezyjki. One również są chętnie zatrudniane jako panie prowadzące domy obywateli Dubaju. Oczywiście bardzo ważna jest znajomość angielskiego. Im jest lepsza, tym większe szanse na lepsze stanowisko. Ci, biegle władający tym językiem pracują w usługach bankowych, finansowych, czy w nieruchomościach. To głównie dobrze wykształceni Europejczycy czy Amerykanie, ale i ludzie pochodzący z Bliskiego Wschodu. Facet, który próbował nas przekonać do inwestycji w nieruchomości w Dubaju pochodził z Libanu. W tym dobrze prosperującym międzynarodowym biurze nieruchomości pracowali wykształceni Syryjczycy i Jordańczycy, a ich bezpośrednią przełożoną okazała się mieszkająca od prawie 20 lat w Dubaju Ukrainka. Tak, tak w Dubaju rozmawiałam po rosyjsku ….. dziwne, prawda? Udało nam się znaleźć w Dubaju filię niemieckiej firmy w której pracuje Andrzej. Tam przyjął nas Irańczyk, który ma włoskie korzenie. Spotkaliśmy się też ze znajomym Andrzeja – Polakiem mieszkającym w Dubaju, który od ponad roku próbuje tam swoich sił w branży fotograficznej. Wiele spotkanych osób mówiło nam o znajomych Polakach którzy pracują w Emiratach w branży hotelarskiej, medycznej, czy restauracyjnej. Dubaj to tygiel narodów, setki i tysiące ludzi z całego świata, którzy żyją od wizy do wizy, ze świadomością, że nigdy nie będą obywatelami tego kraju i prędzej czy później będą musieli z niego wyjechać. Jednak do tego czasu zarobią tyle, że summa summarum będzie to dla nich bardzo opłacalny epizod w życiu. Ale jest jeszcze druga strona medalu.

Kiedy odejdziemy trochę od ścisłego centrum i kilkunastopasmowych autostrad, zobaczymy setki i tysiące pracowników fizycznych pracujących na budowach i żyjących na granicy ubóstwa w prowizorycznych osiedlach na prędce skleconych na peryferiach miasta. Stamtąd codziennie do pracy dowożą ich rozklekotane autobusy. Ci ludzie to głównie Azjaci – mężczyźni z Pakistanu, Bangladeszu, Filipin. Pracują za minimalną pensję oscylującą między 200$ a 350$ utrzymując w ten sposób swoje liczne rodziny w Azji. Oni nie narzekają na warunki pracy i warunki życia, bo na ich miejsce są następne setki takich jak oni czekających w kolejce żeby tylko wyrwać się ze swojej biedy i przyjechać do Dubaju do pracy. Jakiś czas temu próbowano tworzyć jakieś organizacje pracownicze, czy związki zawodowe, ale to wszystko było natychmiast tłumione jeszcze w fazie powstawania. Szejkowie i władcy Dubaju bardzo dbają o to aby ci, którzy w tym państwie tylko pracują znali swoje miejsce w szeregu.

Zupełnie inaczej traktowani są obywatele Dubaju. To ludzie żyjący sobie beztrosko na koszt państwa, bo to państwo opłaca ich edukację w szkołach i uczelniach wyższych i ich pracę. Państwo funduje im ogromne domy (w wieżowcach mieszkają tylko ci, którzy wynajmują apartamenty za ciężkie pieniądze, czyli ci którzy w Dubaju tylko pracują). Pomiędzy linią brzegową Dubaju, a jego główną kilkunastopasmową ulicą (autostradą?) stoją osiedla eleganckich rezydencji ukrywających się za wysokimi murami. To tam mieszkają obywatele. Oprócz domów, państwo funduje też obywatelom wszelką pomoc, by nie musieli martwić się zupełnie o nic. Zgodnie z prawem, jeżeli chcesz założyć w Dubaju firmę, musisz mieć wśród wspólników obywatela Dubaju, który kasuje swoją dolę nie robiąc nic poza byciem figurantem. Obywatele Dubaju żyją pod takim parasolem ochronnym, w ogromnym oderwaniu od rzeczywistości. Wydają pieniądze, które zapewnia im tylko fakt bycia obywatelem Dubaju. Tych ludzi można głównie spotkać w ogromnych centrach handlowych, przechadzających się nieśpiesznie całymi rodzinami po najdroższych butikach i sklepach znanych marek, albo siedzących w eleganckich restauracjach i sączących latte z wielbłądzim mlekiem, zagryzając je chałwą z musu daktylowego.

 

Jest tylko jeden sposób żeby zostać obywatelem Dubaju. Należy urodzić się w Dubaju jako dziecko obywateli Dubaju, lub wyjść za mąż za Dubajczyka – ale to też nie tak łatwo, bo pojęcie za żonę obywatelki Dubaju wcale obywatelstwa nie gwarantuje. W Dubaju jest sporo więcej facetów niż kobiet, więc kobiety są chętniej przyjmowane to tego społeczeństwa niż mężczyźni. Ale znalezienie Dubajczyka, który chciałby się ożenić wcale nie jest takie proste. Bo ci młodzi mężczyźni wcale nie są tacy chętni do zakładania rodzin, do składania jakich obietnic, do podejmowania odpowiedzialności za kobiety a później za dzieci. Łatwiej przecież jest żyć beztrosko.

Taki był właśnie Raszid (na zdjęciu powyżej), jedyny obywatel Dubaju, z jakim udało nam się porozmawiać. Właściwie to Andrzej z nim rozmawiał, bo na mnie to on nawet nie spojrzał. Ok, spojrzał jak robiłam chłopakom wspólne zdjęcie. Gdy próbowałam coś zagadnąć, udawał, że mnie nie widzi. Facet miał 32 lata, był singlem, miał bardzo dobry samochód, mieszkał kilka kilometrów poza miastem w rezydencji za murem i nie powiedział nam czym się zajmuje zawodowo. Śmiem twierdzić że niczym. Spotkaliśmy się późnym wieczorem w trakcie pokazu światła i dźwięku czyli pokazu słynnych fontann przy Burj Khalifa. Cały czas bawił się telefonem i przechadzał nieśpiesznie po promenadzie. Jak nam powiedział, właśnie w ten sposób głównie spędza wieczory. Po może pół godzinie rozmowy (to znaczy ja głównie słuchałam jego rozmowy z Andrzejem) sprawił na mnie wrażenie takiego lekkoducha, jak to określam „blue bird in the sky”. Obiecał odezwać się na fejsie i whatappie, ale po kilku próbach kontaktu z naszej strony, niestety odzewu nie było. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie że jednak żyjemy w zupełnie innych światach, kompletnie do siebie nie pasujących.

Po tych kilku dniach w Dubaju zdałam sobie sprawę jak bardzo to społeczeństwo jest podzielone. Jak duży w nim jest podział na poszczególne kasty mieszkańców i jak bardzo te kasty się od siebie różnią. Od tych żyjących na przysłowiowym świeczniku bez żadnych trosk i zmartwień, po tych pracujących za płacę minimalną bez żadnych praw do niczego. Gdybym została tam dłużej, myślę że coraz bardziej widziałabym tę różnicę i chyba po jakimś czasie zaczęłaby mi ona przeszkadzać. Jednak rasizm, a śmiem twierdzić, że obywatele Dubaju są w mniejszym czy większym stopniu rasistami, kompletnie nie jest w moim stylu. Dla mnie liczy się człowiek, bez względu na kolor skóry, pochodzenie, pracę którą wykonuje, pozycję społeczną, czy religię którą wyznaje, a także poziom języka w którym mogę z nim porozmawiać. A rozmawialiśmy z taksówkarzami, pracownikami przeróżnych sklepów, knajp, czarnymi jak smoła dziewczynami siedzącymi na kasach w supermarketach, czy sprzedających bilety w metrze. Gadaliśmy z ochraniarzami w eleganckich butikach i tymi pilnującymi bramek w metrze. Kelnerami w knajpach, ludźmi którzy obsługują turystów w różnych turystycznych atrakcjach i takimi przypadkowo poznanymi w metrze i na ulicy. Oni wszyscy byli takimi samymi ludźmi jak my, tylko urodzili się w złym czasie i w złym miejscu i musieli szukać pracy żeby żyć na jakimś poziomie. A może taką pracę wybrali i jest to coś co daje im satysfakcję? Tu już nikt nie powie mi całej prawdy, niestety…..

Zaczęłam mieć dziwne wrażenie, że ci ludzie pracujący w Dubaju zachowują się jak zaprogramowane roboty wykonujące machinalnie swoją pracę. Takie niemal maszynki z przyklejonym do twarzy uśmiechem i standardowymi pytaniami „Where are you from?” „How long are you here?” „What have you already seen?”. W momencie gdy to ja zaczynałam zadawać im te same pytania, ludzie ci natychmiast się zmieniali. Zmieniał się ich wyraz twarzy. Znikał wyuczony, przyklejony uśmiech, a pojawiał się ten prawdziwy, taki ludzki. Raptem okazywało się że ci ludzie mają wiele do powiedzenia. O życiu w Dubaju, o swoich rodzinach, o rozłące z dziećmi, o pracy, o rzadkich powrotach do domu, do swojego kraju. Przesympatyczna Filipinka, która była szefową sali i usadzała nas w barze w Burj Al Arab, po kilku moich pytaniach nie tylko opowiedziała mi o całej swojej rodzinie (okazało się że mamy dzieci w tym samym wieku), ale znalazła nam najlepszy stolik przy panoramicznym oknie, oprowadziła nas po całym barze i jeszcze po najdroższej restauracji z widokiem na Marinę w Dubaju (normalnie byśmy tam nie weszli) i wyściskała mnie na pożegnanie. Musiałam obiecać, że na pewno ją odwiedzę jeżeli przyjadę do Dubaju jeszcze raz. Mam wrażenie, że byłam pierwszą osobą, która po długim czasie zobaczyła w niej CZŁOWIEKA, a nie tylko kogoś do obsługi gości…….. Facet obsługujący windę na najwyższy poziom w Burj Khalifa, po kilku minutach rozmowy opowiedział nam o pracy w chmurach na 148 piętrze najwyższego budynku świata, a także o tym, że niedawno pracowała z nim Polka o imieniu Joanna. Bardzo miło ją wspominał. Oczywiście opowiedział nam też o swojej rodzinie pozostawionej w Indonezji. Wszyscy ci ludzie zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie i bardzo miło ich wspominam. To takie moje refleksje po spotkaniach z tubylcami przez tych kilku dni pobytu w tym wielonarodowym mieście.

A tak jeszcze z ciekawostek, to w Dubaju nie ma podatku dochodowego, co zarobisz to twoje. Nie udało nam się natomiast dowiedzieć jak to wygląda w przypadku obcokrajowców, czy oni płacą jakieś podatki i ewentualnie gdzie? Na przykład przy inwestycjach w nieruchomości. Gdzieś te zyski należy przelewać, na jakieś konto i co wtedy? Ukryte dochody? Nie udało nas się przekonać od inwestycji w nieruchomości, niestety okazaliśmy się nie właściwym „targetem” …… ale może powinniśmy się bardziej zagłębić w ten problem. Nie zrobiliśmy tego, a może się to okazać ciekawą kwestią….

I ostatnia rzecz nad którą zastanawiam się do tej pory i która bardzo mnie nurtuje.

Obecny szejk Dubaju czyli szejk Mohammed Bin Raszid Al Maktum to facet bardzo dbający o swój kraj. To człowiek wykształcony, postępowy z wieloma wizjami i pomysłami na rozwój Dubaju. Facet, który zdaje sobie sprawę z tego że ropa nie jest wieczna więc, dużo inwestuje w infrastrukturę i robi wiele, żeby przyciągnąć zagraniczny kapitał, co sprawia, że Dubaj szybko się rozwija. Ale szejk nie jest wieczny. Jak będzie wyglądał ten kraj za lat 10, czy 20? Co będzie gdy zmieni się władza? Gdy szejka Raszida zastąpi ktoś inny, ktoś o innych poglądach? Nieoficjalnie wiadomo, że jego dzieci nie są tak nieskazitelne i nie za bardzo interesują się polityką i rozwojem własnego kraju. Jego najstarszy syn oficjalnie zmarł na atak serca. Nieoficjalnie i jest podobno tajemnica poliszynela, przedawkował narkotyki po tym jak ojciec odsunął go od perspektywy przejęcia schedy po nim, bo za bardzo zajmował się wydawaniem pieniędzy a za mało interesował się sprawami państwa. Co stanie się z Dubajem gdy zabraknie dbającego o swój naród szejka Raszida? To temat na osobne rozważania, ale już na pewno nie dla mnie…..

Jest jeszcze wiele rzeczy które mnie zastanawiają jeżeli chodzi o Dubaj np. produkcja energii elektrycznej, bo biorąc pod uwagę ilość klimatyzatorów, które są wszędzie, zużycie musi być gigantyczne. Albo wywóz śmieci. Bardzo jestem ciekawa, co się tam robi ze śmieciami, których są tony po prostu. Albo pobór wody pitnej, czy czerpanie budulca z którego są wykonywane sztuczne wyspy – bardzo jestem ciekawa jak te kwestie rozwiązuje się w Dubaju, tym bardziej, że to państwo to jeden wielki plac budowy i ekspansja Dubaju posuwa się w zawrotnym tempie. Warto będzie tam pojechać za kolejnych kilka lat i zobaczyć jak wtedy będzie to państwo/miasto wyglądać …………

zdjęcia w tym wpisie są mojego autorstwa oraz zdjęcia nr 2,5 i 9 pochodzą z serwisu AFP/Photo

2 myśli nt. „Jak wygląda życie w Dubaju i jacy są jego mieszkańcy, czyli o tym jaki jest Dubaj naprawdę. część II

  1. Dubai to miejsce, które niesamowicie ciekawi mnie swoją doskonałością – a w zasadzie swoją idealną niedoskonałością. Byłam w Dubaiu tylko raz w życiu. Zwiedziłam te bogate dzielnice i te totalnie biedne. Jestem zachwycona pięknem samego miejsca. Faktem jest, że mieszkańcy i władze mają też tego świadomość i sami organizują dodatkowe atrakcje np. oświetlenia, wystawne budynki co sprawia, że Dubai ma coraz więcej atutów. Czy to kraj dla bogatych turystów? Ogólnie myślę, że tak. Cena czasem powala z nóg – zwłaszcza przeciętnego Polaka. Długo by można było o tym miejscu pisać.. Pozdrawiam!

  2. Dubaj – byłam i podobał mi się właściwie tak sobie. Najbardziej chyba porażające jest to rozwarstwienie i podział jego mieszkańców na naszych (rdzenni Dubajczycy) i obcych czyli ludzi tam pracujących. Architektonicznie piękne miasto. Mam nadzieję jeszcze tam pojechać. Tym bardziej, że podobno ma tam powstać jeszcze wyższy budynek niż Burj khalifa.

Skomentuj Basia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *