TATRY 2017 – część II – czyli przez Zawrat i Świnicę na …….Słowację.

Po zejściu z Koziego Wierchu poszłam spać. Może nie to, że byłam aż tak bardzo zmęczona, ale chciałam dobrze wypocząć, bo na kolejne dni miałam bardzo konkretne i dość ekstremalne plany. Poszłam spać jeszcze zanim zapadł zmrok, a następnego dnia wstałam niedługo po wschodzie słońca. Ogarnęłam się w miarę szybko i ruszyłam na szlak. Kilka minut po 8.00 zameldowałam się na Zawracie. Dość długo szłam, ale tym razem targałam na plecach cały swój dobytek. Zjadłam śniadanie, pogadałam ze spotkanymi tam ludźmi i tuż przed 9 ruszyłam w stronę Świnicy. Miałam trochę obawy jak przejdę po łańcuchach z prawie 15 kilogramowym plecakiem – no dobrze trochę prowiantu zjadłam, więc była tendencja spadkowa – ale to nadal był dla mnie spory ciężar.

Gdy dotarłam do pierwszych łańcuchów, stwierdziłam, że nie mam zamiaru ryzykować i po raz kolejny założyłam uprząż. Z całym swoim czemadanem na plecach, po prostu bałam się, że może on mnie przeważyć i że w takiej sytuacji po prostu nie dam rady utrzymać się na łańcuchach. Szlak na Świnicę i zejście w stronę Przełęczy Świnickiej przeszłam na asekuracji. I znowu powiem, że to była bardzo dobra decyzja. Czułam się pewniej. Bardzo trudne były dla mnie kominki i klamry. Szłam bardzo wolno skupiając się na każdym kroku, na każdym kolejnym łańcuchu. Wiele razy przypinałam się na sztywno żeby odpocząć, albo żeby przepuścić mijające mnie osoby lub te – idące w przeciwnym kierunku. Wiele razy podpinałam się tak, że podciągałam się bezpośrednio na lonży. Tak było na przykład na ostatnich łańcuchach przed wejściem na Świnicę. Musiałam chwilę poczekać przed wejściem na szczyt, bo było na nim sporo ludzi. Gdy siedziałam z boku i obserwowałam jakim problemem dla co po niektórych jest zejście z samego szczytu, dziękowałam sobie w myślach ze tę uprząż. Gdy znalazłam już trochę miejsca, żeby ruszczyć na szczyt, wpinałam się bezpośrednio do oczek łańcucha i podciągałam na lonży i bardzo sprawnie mi to poszło. Zeszłam ze Świnicy w identyczny sposób. Sporo osób patrzyło na mnie trochę dziwnie, ale drugie tyle komentowało, że to chyba nie głupi pomysł. Gdy zeszłam z wierzchołka, cały czas szłam z asekuracją i nadal bardzo sprawnie mi to szło. Trochę się bałam tego sławetnego miejsca które potocznie nazywa się Wrótka i trawersu po drugiej stronie. Pamiętałam to miejsce z przed trzech lat. Pamiętałam też, że przejście przez nie było dla mnie sporym wyzwaniem. Ciężko tam się wyminąć, a wtedy trafiłam na spore zagęszczenie turystów. Tym razem byłam sama i zupełnie inaczej odebrałam Wrótka. Przeszłam bez problemu. I bardzo szybko. I zeszłam w stronę Przełęczy.

Szlakiem na Świnicę i od strony Zawratu i od strony Przełęczy zawsze idzie sporo osób i mijanki mogą być niebezpieczne. Gdy byłam przypięta, mijanki nie były żadnym problemem. Może się powtórzę, ale gdybym była młodym, sprawnym i wysportowanym mężczyzną – zupełnie inaczej odebrałabym ten szlak. Jednak w moim przypadku wolę dmuchać na zimne, bo jeszcze trochę mam w życiu do zrealizowania.

Zeszłam na Przełęcz Świnicką, a potem poszłam dalej czerwonym szlakiem w stronę Kasprowego Wierchu. Dotarłam na Kasprowy trochę po 12.00. Zjadłam obiad, popatrzyłam na tłumy depczące okolice stacji kolejki i poszłam dalej. Dokładnie o 13.00 zaczęłam schodzić żółtym szlakiem na Słowację do Cichej Doliny Liptowskiej. Po niecałych dwóch godzinach zobaczyłam Liptowski Koszar i początek czerwonego szlaku do Zadniej Cichej Dolinki. Moim celem były Zavory i Kobyla Dolinka. Ale zanim zeszłam do Dolinki, weszłam jeszcze na Gładką Przełęcz czyli Hladke Sedlo. To właśnie stąd rozpościera się fantastyczny widok na Orlą Perć i Dolinę Pięciu Stawów.

To właśnie jest rozwiązanie zagadki z FB. Po lewej stronie Walentkowy Wierch, w głębi Świnica, i Zadni Staw, na samym dole Wole Oko, na górze Kozi Wierch i część Orlej Perci, potem Czarny i Wielki Staw Polski, a po prawej Gładki Wierch czyli Hladky Slit. Bardzo chciałam wejść na tę Przełęcz. Obserwowałam ją z perspektywy Doliny Pięciu Stawów, podejścia na Zawrat, a potem z Zawratu i Świnicy.

Kobylą Dolinką zaczęłam schodzić dokładnie o 19.00. No cóż z pełną premedytacją podjęłam decyzję że śpię na dziko, bo nigdzie nie zdążyłabym już podejść. Rozważałam dwa miejsca: Razcestie pod Temnymi Smrecinami i Razcestie pod Hlinskou. Poczytałam sobie o obu tych miejscach w sieci. Znalazłam kilka zdjęć i sporo informacji. Wiedziałam, że są tam wiaty dla turystów, więc stwierdziłam że decyzję gdzie śpię podejmę na miejscu – jak je zobaczę „w naturze”. Obie wyglądały bardzo przyzwoicie, więc spędziłam noc w Tatrach prawie pod chmurką. Tak wiem, jest to zabronione i nie powinnam tak robić, tyko coś mi się zdaje że nie jestem odosobniona w spaniu pod chmurką…… Nie było chłodno, nie padało, odgrodziłam się drewnianymi palami przed nieproszonymi gośćmi i poszłam spać. Rano odwiedziła mnie tylko polna myszka. Wstałam o 5.00, zjadłam śniadanie i o 5.30 ruszyłam dalej…….

Cdn.

Jedna myśl nt. „TATRY 2017 – część II – czyli przez Zawrat i Świnicę na …….Słowację.

  1. Jestem pełna podziwu dla Pani za odwagę. Noc pod gołym niebem i to jeszcze sama , w górach ….. Widziałam jak te wiatki wyglądają, może w towarzystwie dałabym radę przeczekać noc 🙂

Skomentuj ~Anian23 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *