Moje bieganie – jesień 2016.

Równo dwa lata temu w październiku 2014 roku, czułam się na tyle dobrze, że zdecydowałam się pobiec w kilku biegach. Pierwszym z nich był Biegnij Warszawo na początku października. To było moje pierwsze 10 kilometrów po zakończeniu mojego leczenia. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie, była piękna pogoda, świeciło słońce, jak zwykle były tłumy na starce i bardzo trudno było znaleźć miejsce do zaparkowania.

To było moje pierwsze i jak dotąd jedyne 10 kilometrów od tamtego czasu. Przebiegnięcie tego dystansu zabrało mi trochę ponad godzinę. I ten czas nie był wcale dla mnie taki istotny. Bardziej liczyło się to że w ogóle dałam radę przebiec taki dystans. To było równo pół roku od mojej operacji i trzy miesiące od zakończenia leczenia, więc byłam z siebie bardzo dumna. Oprócz tych 10 kilometrów, wzięłam udział w jeszcze dwóch biegach: Bemowskim Biegu Przyjaźni i Charytatywnym Biegu „Wybiegaj Sprawność”, który organizuje Stowarzyszenie Janusza Bukowskiego DAĆ SIEBIE INNYM. Oba te biegi to już „tylko” 5 kilometrów, więc to naprawdę była taka drobna przebieżka. Poza tym te dwa biegi są bardzo specyficzne. Bemowski Bieg Przyjaźni to taka impreza wzorowana na czasach PRL-u – z kartkami na pakiety startowe i napoje po biegu, wodą gazowaną z saturatora i zwiedzaniem starego autobusu tzw. „ogórka”. Bieg „Wybiegaj Sprawność” to podsumowanie roku działalności Stowarzyszenia które promuje pomoc ludziom niepełnosprawnym. Z wpłat na pakiety startowe a także z najróżniejszych datków i dzięki pomocy sponsorom, Stowarzyszenie finansuje zakup wózków inwalidzkich dla najróżniejszych ludzi. Czasem są to takie bardzo specjalistyczne wózki, czasem takie ultra lekkie dla tych, którzy na wózkach uprawiają sporty, a czasem takie po prostu ułatwiające życie ludziom niepełnosprawnym, często niepełnosprawnym dzieciom.

W 2014 roku pobiegłam w tych trzech biegach i co najważniejsze – wszystkie ukończyłam. Później przyszły kolejne wizyty w szpitalach, mniej lub bardziej inwazyjne zabiegi, dochodzenie do siebie, zmiany leków, kolejne pobyty w szpitalach i tak to moje bieganie powolutku odkładałam na wieczne nigdy. Oczywiście jak tylko czułam się na siłach, zakładałam przysłowiowe trampki i wychodziłam na przebieżkę. Ale co już było całkiem nie źle, znowu coś się działo z moim zdrowiem i musiałam robić przerwę…. A po mojej zeszłorocznej operacji ta przerwa była zdecydowanie za długa, więc od jakiegoś czasu zaparłam się żeby biegać regularnie. I udaje mi się to z mniejszym lub większym skutkiem. Pewnie jeszcze trochę czasu zajmie to moje dochodzenie do dystansu, który biegałam zanim na mojej drodze stanął mi pasożyt. Wtedy to było 10 km minimum 4 razy w tygodniu. Na razie robię tylko 6. Nie wiem czy to mało czy dużo. Na razie to właśnie tyle, ile jestem w stanie przebiec te dwa, lub trzy razy w tygodniu. I znowu mam nadzieję, że za chwilę uda mi się ten dystans wydłużyć…. Dwa tygodnie temu kupiłam sobie nowe buty do biegania, bo stare niestety ulotniły się razem z samochodem. Więc nie mogę mieć już żadnej wymówki. 🙂

Przyznam się, że kilka chwil ze sobą walczyłam, czy porywać się trochę z motyką na słońce i kupić pakiet na Bieg Niepodległości. Ta moja walka jednak nie trwała długo. Po prostu stwierdziłam, że kiedyś trzeba będzie ten pierwszy krok zrobić, skoro chcę jeszcze w tych masówkach pobiegać, a uczczenie Dnia Niepodległości biorąc udział w tym Biegu, to jest właśnie coś – co powinnam zrobić. Ten dzień zawsze był dla mnie dniem szczególnym, bo to najważniejszy dzień w historii naszego kraju. Jak dzieci były małe, zwykle spędzaliśmy ten czas na defiladzie pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Jak dzieciaki już trochę podrosły, to wszyscy w dość sporej grupie przyjaciół biegaliśmy w Biegu Niepodległości. Ostatni raz pobiegłam w 2012 roku. W 2013 roku w listopadzie – byłam już po dwóch chemiach….

Wczorajszy Maccabi FUN RUN potraktowałam jako takie preludium do 28 Biegu Niepodległości. To był naprawdę fun run, bo niektórzy biegli tylko kilometr, inni dwa, albo trzy. Ja uczciwie zrobiłam 12 pętli na stadionie, czyli całe 5 kilometrów. Pobiegłam bardzo spokojnie swoim tempem. Trochę się boję tych 10 km w piątek, ale powinnam dać radę. Tak się zastanawiam, czy jeszcze kiedyś będzie dla mnie istotne w jakim czasie robię ten dystans. Kiedyś 10 km biegałam poniżej godziny, teraz 5 km robię w jakieś 35 minut, ale chyba nie będę się tym przejmować. Biegam i co najważniejsze, cały czas sprawia mi to frajdę. I chyba o to w tym wszystkim chodzi……

Trzymajcie za mnie kciuki. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *