Norwegia latem, czyli moja druga wizyta w Kraju Trolli i …… na pewno nie ostatnia.

Pierwszy raz odwiedziłam Norwegię pięć miesięcy temu. Była wtedy zima. A na północy była jeszcze większa zima niż w Polsce. Wtedy nie udało mi się zbyt dużo zobaczyć, a ilość śniegu nie dała mi dojechać tam gdzie chciałam. Nie było więc innej opcji, jak powrót do Kraju Trolli latem. W międzyczasie mój syn zrobił listę miejsc, które koniecznie trzeba w Norwegii odwiedzić i zobaczyć. Na pierwszym miejscu oczywiście była Trolltunga……

Po tym krótkim marcowym wyjeździe, dowiedziałam się o Kraju Trolli dość dużo. Na tyle dużo, żeby zaplanować nasz dwutygodniowy pobyt w najdrobniejszych szczegółach. Oczywiście wylistowałam te najważniejsze miejsca, które są wizytówkami Norwegii. Na pierwszym miejscu znalazła się Trolltunga – czyli Język Trolla – i to właśnie dla kawałka tej skały wróciłam do Norwegii. A co jeszcze warto zobaczyć? Myślę że długo mogłabym wymieniać, ale wypiszę to co najważniejsze, i dla czego warto do Norwegii pojechać.

–       Kjerag  – bardzo często uwieczniany na pocztówkach głaz zaklinowany pomiędzy dwoma pionowymi skałami z niesamowitym widokiem na fjord,

–       Pulpit Rock – inaczej Preikestolen albo Ambona wznosząca się 600 metrów ponad fiordem – kolejne znane miejsce z norweskich pocztówek,

–       Trollstigen – czyli Droga (albo Drabina) Trolli z wieloma malowniczymi zakrętami,

–       Droga Atlantycka – najbardziej spektakularna w czasie sztormu,

–       Snovegen – czyli Śnieżna Droga z zaspami i krą na jeziorach w środku lata,

–       Dom Olbrzymów – czyli Park Narodowy Jotunheimen, w którym są najwyższe góry Norwegii,

–       księżycowy krajobraz płaskowyżu Hardangervidda – czyli najwyżej położonego płaskowyżu w Europie (1100 m n.p.m.),

–       kościoły z czasów Wikingów – czyli tzw. kościoły klepkowe – inaczej stavkirke,

–       najbardziej malownicze fiordy – czyli Geirangerfjord i Nærøyfjord,

–       najbardziej znane i największe fiordy – czyli Hardanger i Sognefjord,

–       Trolle – tym razem widziałam ich naprawdę sporo,

–       renifery – bardzo żałuję, ale żaden nie chciał się ze mną spotkać,

–       niekończące się tunele – w których przekonałam się, że chyba jednak mam klaustrofobię,

–       niezliczone ilości wodospadów,

–       lodowce w niebieskim kolorze schodzące w doliny,

–       jeziora w najróżniejszych kolorach – od najciemniejszego granatu, poprzez wszystkie odcienie niebieskiego do jasno-turkusowego,

–        drogi wijące się dziesiątkami malowniczych zakrętów, Narodowe Szlaki Turystyczne i te wszystkie piękne widoki z których słynie Norwegia.

Planując mój wyjazd, dogłębnie przekopałam Internet, szukając praktycznych informacji o zorganizowaniu podróży na własną rękę. Niestety Norwegia to drogi kraj i planując pobyt, starałam się dopiąć wszystko na ostatni guzik, żeby nie było przykrych niespodzianek (to znaczy nadprogramowych wydatków). Pojechaliśmy samochodem i praktycznie żyliśmy w nim przez dwa tygodnie. Zapakowałam pół bagażnika: jedzenia (konserwy, makarony, dania gotowe w słoikach, kabanosy, zupki w proszku, dżemy i różne inne rzeczy nie psujące się – w sumie to tak trochę jak na rejs…….), garnki, butlę z gazem, materace, śpiwory, ciepłe ubrania – wind stoppery i water proofy, no i buty do chodzenia po górach.

W planach było spanie na kempingach pod namiotem, niestety nie zawsze się dało, bo ……. przez te dwa tygodnie praktycznie lało non stop. No dobrze, czasem padało z przerwami, dlatego jakoś tam wytrzymaliśmy. Kilka razy spaliśmy w samochodzie, bo było tak grząsko, że nie mieliśmy możliwości rozbicia namiotu. Źle trafiliśmy z pogodą i praktycznie wszyscy napotkani „tubylcy” nam o tym mówili. Choć Norwegia to kraina deszczowców, to niestety w tym roku, deszczowcy dali o sobie znać podwójnie. Krótko mówiąc pogoda nas nie rozpieszczała, wręcz przeciwnie, po trzech dniach nieprzerwanej ulewy, zaczęłam się zastanawiać nas szybszym powrotem….

Ale po kolei. Nauczona tym, że jeżeli coś zaplanuję, to należy te plany realizować, drugiego dnia naszego pobytu – zgodnie z planem – wybraliśmy się na Kjerag. Moim błędem było to, że weszliśmy na szlak w deszczu. Może to nie była jakaś straszna ulewa, ale taki delikatny kapuśniaczek. Niestety z każdymi 50 metrami w górę, deszcz się zmagał. Po godzinie padało już bardzo mocno, z góry płynęły coraz większe strumienie wody. A my w tych potokach wody szliśmy w górę. Po kolejnej godzinie nasze waterproofy zaczęły przemiękać. Kiedy weszliśmy na 1000 m n.p.m., do deszczu dołączył dość mocny wiatr. Łącząc to wszystko w całość, zrobiło się po prostu bardzo niebezpiecznie. Ludzie idący z góry mówili, że im wyżej tym „it rains more heavily and is getting more stormy…..”. Strasznie chciałam iść dalej, ale szłam tam z dziećmi i to podejście było coraz bardziej hardcorowe. Po ponad dwóch godzinach wspinaczki, pół godziny drogi przed naszym celem, zawróciliśmy i ten powrót okazał się dużo trudniejszy od podejścia w górę. Brodząc po kostki w błocie (to w dolinkach) i ślizgając się w potokach wody płynącej po wyślizganej skale, zjeżdżaliśmy – nierzadko na dupie w dół. Niestety nie wszędzie jest asekuracja w postaci łańcuchów, dlatego pomimo tego, że ten szlak jest opisywany jako trudny, powinna być informacja, żeby nie wchodzić na niego w czasie deszczu. Bo do przepaści czasem jest bardzo blisko, a jeszcze jak dość mocno wieje……

IMG_2087

13680692_1141727129231662_204120492159529621_n

Moje nieprzemakalne buty, przemiękły mi w tym deszczu po dwóch godzinach (przemiękły po raz drugi w swojej karierze, pierwszy raz przemiękły kiedy dwa lata temu podchodziłam we wrześniu na Rysy w strugach deszczu i w śniegu po kostki, tylko wtedy przemiękły po czterech godzinach, teraz po dwóch….). Po pięciu godzinach brodzenia w deszczu dotarliśmy do samochodu. Przemoczone mieliśmy całe ubranie, ale najgorzej, że buty też. A w tej wilgoci, nie bardzo było gdzie tego wszystkiego suszyć. Dlatego zaczęliśmy się bardzo poważnie zastanawiać na wcześniejszym powrotem. No ale nie ma tego złego…. Po trzech dniach, podało już z wyraźnymi przerwami, a ja doszłam do perfekcji w suszeniu naszych ubrań. Przy włączonej klimatyzacji, na desce rozdzielczej spodnie schną pięć godzin, a T-shirt tylko dwie….. Buty suszyliśmy na kempingach i kiedy na moment wychodziło słońce. Bo po czterech dniach słoneczko zaczęło się czasem pojawiać, a na wyprzedaży w specjalistycznym sklepie kupiliśmy sobie po parze bardzo porządnych butów – w bardzo dobrej cenie……

No cóż, pogoda bardzo mocno zweryfikowała nasze plany i zamiast sztywno ich się trzymać, poszliśmy trochę na żywioł. Weryfikowaliśmy je w zależności od ilości i natężenia deszczu. Jak padało zwiedzaliśmy z samochodu w stylu amerykańskiej wycieczki, jak czasem przestawało, biegliśmy na zewnątrz pooglądać co tylko się dało. Praktycznie już po dwóch dniach doszłam do wniosku, że wszystkiego i tak nie da się zobaczyć…. Kilka razy lądowaliśmy w miejscu niezaplanowanym, a równie pięknym i ciekawym. Tak na przykład trafiliśmy do Loen i jeziora Loenvatnet i na targ rybny w Bergen.

Tak naprawdę to z moich planów udało się zrealizować wszystko, może czasem trochę w szybszej formie. Oczywiście z wyjątkiem Kjeraga, bo choć bardzo poważnie zastanawialiśmy się nad powrotem nad Lysefjord, to po prostu zabrakło nam na to czasu.

Nie będę ze szczegółami opisywać naszych wycieczek, bo wszystkie informacje na ten temat znajdziecie w sieci. Podrzucę kilka stron – np.: http://www.norwegofil.pl/ – gdzie można znaleźć masę praktycznych informacji o tym co zobaczyć, jak wyjechać, gdzie spać i jeszcze całe mnóstwo innych bardzo przydatnych rzeczy o Kraju Trolli.

O narodowych szlakach turystycznych w Norwegii można poczytać tutaj: http://www.nasjonaleturistveger.no/en

I jeszcze jedna strona: http://wyjechac.pl/norwegia/ – to blog Maćka, gdzie opisana jest ze szczegółami jego zeszłoroczna podróż z rodziną do Norwegii. Byłam w większości miejsc opisanych na tym blogu, więc nie będę ich opisywać jeszcze raz. W następnych wpisach napiszę o wędrówce na Trolltungę i o moich refleksjach o Kraju Trolli, bo po tych dwóch tygodniach trochę ich się nazbierało…

Cdn.

13886390_1141727349231640_2672207727873741303_n

Jedna myśl nt. „Norwegia latem, czyli moja druga wizyta w Kraju Trolli i …… na pewno nie ostatnia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *