7-go lipca są moje urodziny……., a poza tym – SHOW MUST GO ON.

Rok temu, dokładnie w moje urodziny – 7 lipca minęła pierwsza rocznica zakończenia mojego leczenia. Tego najbardziej inwazyjnego leczenia. Ten pierwszy rok był trudny. Musiałam wiele rzeczy poukładać sobie na nowo, nauczyć się żyć na nowo, żyć z pasożytem, żyć inaczej, ale jednak żyć. Gdy minął ten pierwszy rok, okazało się że całkiem nieźle sobie poradziłam. Że całkiem nieźle ten rok wykorzystałam i że go nie zmarnowałam. Ale teraz minął rok kolejny. I ………???

To nie był łatwy rok. Czy był trudniejszy od tego pierwszego? Zawodowo no pewno był trudniejszy, bo w pracy – przez ten rok – wiele rzeczy stanęło na głowie. Mam cichą nadzieję że poradzimy sobie z tym i że wszystko uda się wyprostować, bo pomimo bardzo wielu przeciwności, nadal są ze mną ludzie, na których mogę liczyć. Ludzie, którzy pomagają mi tę firmę trzymać w ryzach, zmieniać ją i utrzymywać na rynku i pomimo trudności i gorszych chwil, nadal są ze mną. I to jest budujące, nawet pomimo tego, że na wielu osobach tak zwyczajnie po ludzku zawiodłam się. No ale takie podobno jest życie. Show must go on……

Ten rok był trudny również ze względu na moje zdrowie. Wrześniowa operacja powaliła mnie. Dosłownie powaliła, bo pozbierałam się dopiero w okolicach listopada. Przetrwałam to wszystko dzięki tym, którzy byli koło mnie w tym trudnym czasie. To dobrze, że jesteście i że zawsze mogę na Was liczyć. Ale niestety przez te problemy z postawieniem się z powrotem na nogi, wiele rzeczy zawaliłam i nie zrobiłam tak jak powinnam. Staram się żeby wszystko powoli wracało na swoje tory, ale cały czas gdzieś tam z tyłu głowy mam wrażenie, sporo spraw zaniedbałam i konsekwencje tego ciągną się za mną do dziś.

A ta cała reszta życia? Tak naprawdę, jak próbuję podsumować to co się wydarzyło, to bilans wychodzi całkiem nieźle. Bo ten kolejny rok zaczął się podobnie do poprzedniego. Od wakacji i od mojej wyprawy w Tatry. Nie udało mi się zrealizować tego wszystkiego co zaplanowałam, ale Rysy zdobyłam i Szpiglasowy Wierch też. We wrześniu przepłynęłam Bałtyk, dotarłam na Gotlandię i a potem razem z Haną i Gosią założyłam Grupę Żeglarską ONKO-SAILING. Nauczyłam się żyć tu i teraz, choć nie było to łatwe. Nauczyłam się że mogę zrobić dużo rzeczy, tylko po prostu trzeba zacząć je robić.

W maju popłynęliśmy Solanusem do Danii i spędziliśmy na morzu prawie 10 dni. Ale to nie wszystko jeżeli chodzi o podróże w tym roku. Ten rejs do Kopenhagi, to już był tak dla mnie trochę na deser, bo wcześniej też sporo udało mi się pozwiedzać. W sierpniu pojechaliśmy z dziećmi do Londynu, bo to było marzenie mojego syna. Zwiedziliśmy Oxford, Windsor i na własne oczy zobaczyliśmy Stonehenge. Ponieważ nie pojechaliśmy w zimę na narty, w marcu poleciałam do Norwegii. Musiałam się przez chwilę zresetować i potrzebowałam na chwilę zmienić otoczenie. Wsiadłam w samolot i poleciałam zobaczyć fiordy. Nie pochodziłam co prawda za dużo po górach i nie weszłam na Trolltunga, więc mam powód żeby tam kiedyś wrócić. W kwietniu, w ramach zeszłorocznego prezentu komunijnego zabrałam córkę do Disneylandu i razem z Kasią i Agą spędziłam kilka dni w Paryżu, a dziesiąte urodziny mojej córki świętowaliśmy na samym czubku Wieży Eiffla.

Co jeszcze? Jeszcze trochę było różnych rzeczy. Wzięłam udział w wielu różnych akcjach i wydarzeniach różnych Fundacji z którymi jestem w jakimś sensie związana, tak jak 10-cio lecie Fundacji Piękniejsze Życie, różne akcje i programy Fundacji Rak’n’Roll, imprezy i wydarzenia organizowane przez Fundację Spełnionych Marzeń, PoCANCERowanych czy Onkoline. Razem z Gosią i Haną promowałyśmy nasz pomysł Żeglarstwa Onkologicznego czyli ONKO-SAILING w bardzo różnych miejscach. Mamy nadzieję wysłać nowe osoby na kolejne rejsy i może zorganizować coś dużego dla nas. Zobaczymy co z tego wyjdzie. W każdy razie pomysłów mamy dużo.

Poznałam bardzo dużo fajnych ludzi i to nie tylko tych „onkologicznych”. Już jakiś czas temu powiedziałam, że pasożyt bardzo weryfikuje przyjaźnie i znajomości i na ten temat zdania nie zmienię. Ale oprócz, tych nosicieli pasożytów, pojawiło się w moim życiu sporo osób – nazwijmy je ogólnie – zdrowych, dla których moja choroba nie jest problemem. I chwała opatrzności za to, że tacy ludzie są.

Co jeszcze? Kilka moich tekstów pojawiło się w JACHTING-u, a jeszcze kilka – głównie tych z bloga firmowało różne akcje onkologiczne. I co jeszcze ważne – ONKO-SAILING został zauważony, bo informacje i notatki prasowe o naszych rejsach pojawiły się w różnych audycjach i w prasie, i to nie tylko w tej fachowej.

Nie będę pisać o wszystkich przypadłościach, które są nieodzowną częścią mojego życia z pasożytem, bo czy to w poprzednim roku, czy w tym, czy w jeszcze kolejnych latach będę musiała z nimi żyć. Po prostu tak mam i muszę się do nich wszystkich przyzwyczaić, choć nie jest to łatwe i coraz częściej szlak mnie trafia, ale cóż …….

Więc jaki był ten rok? Na pewno trudny i bardzo ciężki, ale też bardzo intensywny.

Co mogłam zrobić lepiej? Pewnie dużo rzeczy, ale tego co się wydarzyło już nie zmienię. Muszę wyciągnąć wnioski z tego co było i działać dalej. Żyć dalej. W końcu SHOW MUST GO ON……..

Bardzo dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe 🙂 Pozdrawiam Was serdecznie 🙂

IMG_1321

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *