Jak to jest z tą radioterapią? – czyli o naświetlaniach słów kilka……..

Wczoraj napisała do mnie Beata, że o różnych rzeczach piszę, ale gdzie jest tekst o naświetlaniach? Miała rację, bo tak stricte o radioterapii jeszcze nie napisałam. Chyba warto o tym jednak wspomnieć, bo sporo osób pytało mnie o to w prywatnych wiadomościach i w mailach. Odpisywałam indywidualnie, ale pewnie warto zebrać to w całość. Więc już się poprawiam. Z dedykacją dla Beaty, ale dla innych też.

Zacznę od terminu. Bo o to pytacie najczęściej.

Generalnie zasada z radioterapią jest taka, że nie powinno się jej zaczynać wcześniej niż 6-8 tygodni po operacji. Do tego czasu powinny się zagoić wszystkie rany pooperacyjne. Jeżeli rany się całkowicie nie wygoją, to radioterapia może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Osoby, które mają zaplanowaną chemioterapię, zazwyczaj robią najpierw chemię (chemię powinno się zacząć najpóźniej 30 dni po operacji), a potem dopiero radioterapię.

Tak naprawdę to wszelkich szczegółowych informacji udzielają lekarze w momencie przygotowywania do naświetlań. Przynajmniej tak być powinno i tak było w moim przypadku. Moja operacja była 5 marca. Ostatnie szwy zdjęto mi po prawie trzech tygodniach, a dopiero po ponad miesiącu miejsce cięcia było już zagojone. Chłonka też była odciągana do max trzech tygodni – jak dobrze pamiętam. Na początku kwietnia zaczęto przygotowywać mnie do naświetlań. Pierwsza wizyta to była wizyta, podczas której zrobiono mi tomografię i rozpoczęto przygotowywanie takiego specjalnego szablonu, który określał naświetlany obszar.

Celem radioterapii jest to, żeby „wytłuc” ewentualne mikro-przerzuty w najbliższych okolicach operowanego miejsca (na tyle małe, że niewidoczne na standardowych badaniach, np. właśnie na tomografii). Od likwidowania ewentualnych przerzutów odległych jest chemia.

Na portalu onkologia.pl znalazłam taki opis przygotowań – trochę go okroiłam, bo był zdecydowanie za długi. „Przed rozpoczęciem radioterapii niezbędne są dokładne przygotowania i zaplanowanie leczenia. Planowaniem leczenia zajmuje się lekarz prowadzący we współpracy ze specjalnie wyszkolonymi fizykami medycznymi oraz technikami radioterapii. Lekarz musi bardzo dokładnie wyznaczyć obszar, na który będzie stosowane napromienianie. Do tego celu służy symulator (Ximatron lub Acuity), w niektórych sytuacjach konieczne jest także badanie tomokomputerowe. Po wyznaczeniu tego obszaru niezbędne jest dokonanie dokładnych obliczeń, czym zajmuje się fizyk medyczny używający specjalnego programu komputerowego. Planowanie leczenia musi być bardzo dokładne i często potrzebne są kilkukrotne modyfikacje. Przygotowania te trwają na ogół kilka do kilkunastu dni.”

Na wyznaczenie obszaru naświetlań i wszelkie korekty przyjeżdżałam chyba ze trzy razy. Ostatnia wizyta była pod koniec kwietnia, wtedy ustaliłam z moją p. dr termin i godzinę rozpoczęcia naświetlań. Przed pierwszym naświetlaniem narysowano mi w okolicach blizny bardzo ciekawy wzorek, którego nie wolno mi było moczyć i musiałam cały czas go pielęgnować. “W czasie planowania leczenia na skórze zostanie namalowany rysunek, który wyznacza obszar napromieniania. Rysunku tego nie można ścierać, ani zmywać przez cały okres leczenia. Jeżeli po pewnym czasie linie zaczynają blednąć, należy powiedzieć o tym swojemu lekarzowi, który poprawi je tak, aby były dobrze widoczne. Nie należy samemu poprawiać oznaczeń w domu”.

Moje naświetlania trwały przez cały maj codziennie od poniedziałku do piątku z weekendową przerwą na regenerację. Przyjeżdżałam na Wawelską ok. 9.30 (odwoziłam córkę na 8.00 do szkoły, potem wsiadałam w metro i po 9 byłam na miejscu). Naświetlanie, łącznie z odpowiednim ułożeniem mnie i ustawieniem sprzętu trwało w porywach do 20 minut. Owszem czasem zdarzała się jakaś obsuwa, ale generalnie na 11 z minutami docierałam do pracy. Z takich rzeczy praktycznych, to poradzono mi zaopatrzyć się w bawełniane podkoszulki (nosiłam je DWA dni, nie dałam rady, bo było po prostu za gorąco) i zabroniono moczyć miejsce naświetlania, więc umiejętności ekwilibrystyczne moczenia tylko połowy ciała podczas kąpieli – opanowałam do perfekcji. Nabyłam sobie też bardzo polecaną przez radiologów zasypkę dla niemowląt, ale ani razu jej nie użyłam. Nie widziałam zupełnie takiej potrzeby. A co mówi onkologia.pl, o tym jak to jest w trakcie naświetlań? Proszę bardzo:

“W trakcie leczenia najlepiej ubierać się w rzeczy, które łatwo jest zdjąć i ponownie założyć. Na napromienianie należy przynosić za sobą ręcznik, który służy do podłożenia pod ciało podczas napromieniania. Napromienianie trwa na ogół kilka minut. Podczas zabiegu należy leżeć kompletnie nieruchomo tak, aby promieniowanie docierało wyłącznie do wyznaczonego obszaru i aby dokładnie ten sam obszar był napromieniany za każdym razem. W niektórych przypadkach stosowane są specjalne urządzenia unieruchamiające poszczególne części ciała, np. głowę, tułów lub kończyny. Nie ma potrzeby wstrzymywania oddechu – wystarczy płytko oddychać. W czasie napromieniania osoba przebywa sama w pomieszczeniu, ale obsługa aparatu terapeutycznego przez cały czas obserwuje przebieg napromieniania na monitorach i pozostaje w kontakcie słownym z pacjentem za pomocą mikrofonów. Urządzenia służące do radioterapii są cały czas sprawdzane przez elektroników, aby zagwarantować ich prawidłowe działanie i sterują nimi wyszkoleni technicy radioterapii. Leczenie jest całkowicie bezbolesne. Promieniowania nie można zobaczyć ani usłyszeć. Wskutek radioterapii ciało nie stanie się radioaktywne. Nie ma żadnej potrzeby unikania kontaktu z dziećmi i innymi ludźmi ze względu na prowadzone leczenie.”

W trakcie naświetlań pacjent dostaje specjalne zalecenia – niektóre z nich to:

“Obszaru, na który jest stosowane napromienianie nie wolno moczyć, myć mydłem, smarować kremami i balsamami, nie należy również stosować żadnych lekarstw czy maści na napromieniany obszar bez uzgodnienia tego z lekarzem. Obszaru napromienianego nie należy wystawiać na działanie promieniowania słonecznego zarówno w trakcie leczenia, jak i przez kilka następnych miesięcy. Należy unikać noszenia odzieży drażniącej obszar napromieniany, najlepiej stosować luźną bawełnianą bieliznę. Należy prowadzić oszczędzający tryb życia i dobrze się odżywiać. W przypadku napromieniania jamy brzusznej należy unikać spożywania dużej ilości surowych owoców, szczególnie śliwek, winogron oraz potraw ciężkostrawnych, takich jak np. bigos czy golonka. Wskazane jest przebywanie na świeżym powietrzu i w miarę możliwości spacery. W trakcie leczenia może przejściowo dojść do nasilenia dolegliwości związanych z chorobą nowotworową. Na ogół nie jest to powód do niepokoju, jednak należy o tym powiedzieć lekarzowi prowadzącemu.”

A na koniec moje doświadczenia. Naświetlania znosiłam źle, źle się czułam, byłam słaba i zmęczona. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale czułam się gorzej niż w trakcie chemii. Pracowałam cały czas, ale bardzo często, po południu po przyjściu do domu kładłam się żeby odpocząć i pospać. Myślałam, że dam radę choć trochę pobiegać. Nic z tego, nawet chodziłam trochę wolniej niż zwykle. Może to była już konsekwencja tych kilku miesięcy leczenia, może majowych upałów, a może wszystko razem.

Miałam fatalne wyniki z krwi, czerwone krwinki leciały strasznie. Po dwóch tygodniach moja p. dr powiedziała że chyba trzeba będzie znowu wprowadzić steryd jak tak dalej będzie……. Wtedy właśnie przerzuciłam się na szamańskie metody, czyli: buraki czerwone – w postaci soków z butelek, barszczyku i wyciskanego soku (z marchewką, pietruszką i selerem), czerwone owoce – głównie granaty i grejpfruty, żurawinę w najróżniejszej postaci, owoce goi, suszone owoce (figi, daktyle i morele), orzechy we wszystkich możliwych odmianach, no i trochę czerwonego mięsa i czerwonego wina. Po kilku dniach krew skoczyła i p. dr stwierdziła że cud się stał. Oczywiście wyniki były nadal poniżej normy, ale do zaakceptowania. Więc twierdzę że przed sterydem wybroniłam się metodami szamańskimi.

I ostatnia rzecz – to skóra w miejscu napromieniowania. I tutaj reguły nie ma. Znam osoby, u których nie było żadnego śladu po naświetlaniach, ale znam takie gdzie skóra była popalona, jeżeli nie spalona. Moja skóra była bardzo spalona, miejscami czarna, miejscami ze strasznymi piegami. Oczywiście nie od razu. Pierwsze dwa tygodnie było nie źle, problemy zaczęły się w trzecim. Zniosłam to z dość dużym spokojem w tych majowych upałach. Nosiłam koszulki na ramiączkach, a na nie zakładałam takie przewiewne, lekkie narzutki. Po zakończeniu naświetlań dostałam w szpitalu takie specjalne mazidło do natłuszczania skóry. Natłuszczałam uczciwie przez dwa tygodnie kilka razy dziennie i na prawdę pięknie się goiło. Po dwóch tygodniach była wizyta w szpitalu i decyzja lekarzy, że mogę się wykąpać. Nie pamiętam jak długo moczyłam się w wannie, ale pamiętam, że zużyłam całe opakowanie peelingu….. Potem jeszcze przez ponad miesiąc używałam kremu Pharmaceris. W sumie skórę zrzucałam dwa, albo trzy razy, jak wąż, ale nie został po tym żaden ślad.

Dla mnie to właśnie okres naświetlań był tym czasem, który przetrwałam najgorzej. Pewnie złożyło się na to wiele czynników: wczesne lato i spore upały, ale też ogólne zmęczenia prawie rocznym leczeniem. Ale tutaj reguły nie ma. Znowu będę się powtarzać, bo każdy może ten okres znosić różnie. Ważna jest natomiast współpraca z lekarzami i informowanie ich o wszystkich naszych niepokojach, zmianach na skórze i złym samopoczuciu. No i nastawienie psychiczne. Wiele osób przez to przeszło. I wytrzymało. I wam też się uda. Musi.

naświetlania

6 myśli nt. „Jak to jest z tą radioterapią? – czyli o naświetlaniach słów kilka……..

  1. Dzięki za tak obszerny tekst.
    Zrzucanie skóry… fajnie być. chociaż raz wężem 🙂
    Wiem już co może się zdarzyć no i masz rację: każdy przypadek jest inny. Czekam na swoje reakcje. Jestem na samym początku ( 3 naświetlania).
    pozdrawiam

  2. Witaj
    Poczytałam i stwierdzam że teraz są inne metody. Ciutkę 😉
    Ja miałam radio dawno, 22 lata temu, jeszcze nie było „cudownych” celowanych aparatów i nikt nie zalecał natłuszczania skóry po. Szkoda, może nie miałabym śladów do dzisiaj. Ale nie jest źle. A nawet powiem że całkiem ok.

    Serdecznie pozdrawiam 🙂

  3. Rozpoczęłam właśnie naświetlanie .Już jestem po 7 dniach.Walczę z rakiem piersi jestem amazonką i nie dam się pokonać.Chciałam tylko poczytać jak inne amazonki przechodzą radioterapię.Pozdrawiam towarzyszki doli i niedoli.Napiszcie do mnie chętnie podyskutuję i przekażę tę silną energię chęci życia.Bo naprawdę chcę żyć i to mimo wieku(68) lat mam jeszcze niespełnione marzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *