Sterydy i pasożyt – czyli dlaczego tak trudno stracić te „posterydowe” kilogramy.

Każdy kto w trakcie leczenia brał sterydy wie o czym mówię. Nie znam osoby, która nie przytyła po sterydach. Różni się tylko ilość przybranych kilogramów. Jest taka powszechna mądrość bardzo często wypowiadana, że po sterydach się puchnie. Czy to dobre określenie? Nie wiem, ale sterydy zatrzymują w naszym ciele płyny i teraz skoro sama już tego doświadczyłam, to patrząc na ludzi w trakcie leczenia jestem w stanie z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem stwierdzić kto te sterydy bierze. Widać to zwłaszcza na twarzy. Przynajmniej ja to widzę.

Znam osoby, które biorąc sterydy przytyły bardzo mało 2, 3 kilogramy, znam takie które przytyły 20. Sama jestem tego przykładem. Wiedziałam, że tak może być i wydawało mi się że jestem na to przygotowana, a jednak…….. nie do końca tak było.

Może nie o chodziło o to że nie mogłam na siebie patrzeć, bo najpierw włosy, potem cera, paznokcie, zaburzenia czucia i takie tam inne przypadłości, ale to, że w pewnym momencie nie miałam w czym chodzić, było dla mnie jakimś problemem. Któregoś dnia obudziłam się rano i ze zgrozą stwierdziłam, że w nic się nie mieszczę. Już nie mówię o spodniach, ale żadna sukienka na mnie się nie dopinała. Przyjęłam to jako wyzwanie i kupiłam sobie w szmateksie taką wełnianą sukienkę-bombkę na ramiączkach (trochę przypominała ona to co nosiłam na sobie w ciąży) i pod nią zakładałam bluzkę lub golf, a jak było mi zimno to jeszcze sweter. Jakoś przetrwałam. Skłamałbym, gdybym powiedziała że mi to nie przeszkadzało, przeszkadzało, ale większym problemem była np. trudność zawiązania butów, bo miałam naprawdę duży problem z dostaniem się do nich. I myślę, że dla większości z nas problemem staje się właśnie to codzienne funkcjonowanie z większą tuszą. Ona po prostu przeszkadza w życiu. Bo normalnie to ograniczyłabym jedzenie – w moim przypadku, pieczywo, rzeczy mączne i SŁODYCZE – i wszystko zaczęłoby wracać do normy. A tutaj nic z tego, bo wszyscy wkoło każą się dobrze odżywiać i pilnują regularnych posiłków. Zresztą sama też ich pilnowałam, bo dyscyplina pilnowania tego, żeby co trzy tygodnie krew była dobra, bo to skutkowało podaniem następnej dawki chemii lub wydłużaniem leczenia, była bardzo duża. Mogę się poszczycić, że nie miałam żadnej „obsuwki” . Wszystko zgodnie z planem. Ilości sterydów też i choć ostro targowałam się moją p. dr o ilość branych tabletek (w pewnych momentach było ich prawie 20 dziennie) – to nie odpuściła mi żadnej dawki. No cóż przetrwałam uczciwie te pół roku, chociaż czasem czułam się jak taka okrągła radziecka Matrioszka, jak ją się z jednaj strony puknie to z drugiej odbije się od podłoża i wróci do pionu. Ale to już przeszłość.

Razem z zakończeniem chemii skończyły się sterydy i ku mojemu wielkiemu zadowoleniu waga zaczęła spadać. Po prawie sześciu tygodniach od zakończenia chemii, poszłam do szpitala na operację w jeansach! Może to nie były moje ulubione dopasowane jeansy, tylko takie trochę większe z zapasów w szafie, ale jednak. I jeszcze jedno – pierwszą rzeczą jaką zrobiłam jak już trochę kilogramów mi zeszło – było pozbycie się sukienki-bombki. Oddałam ją. Musiałam to zrobić, bo po prostu źle mi się kojarzyła.

Niedawno minął rok od mojej operacji. Jak ta waga wygląda teraz? No cóż chciałabym, żeby wyglądała lepiej, ale naprawdę tragedii nie ma. Przez ten rok z moim zdrowiem było różnie; kilka razy szpital, zmiany leków i wszystkie skutki uboczne tych zmian, mój brak siły i bóle stawów, mięśni, wszystko to zniosłam. Kilka razy wracałam do biegania, kilka razy robiłam dłuższe przerwy, bo po prostu nie miałam siły. To wszystko w jakimś stopniu odbiło się na mojej wadze. Niby nie jest źle, ale te pięć kilogramów nadprogramowej nadwyżki w tyłku niestety zostało. I kilka par spodni w szafie, w które nie mogłam się zmieścić. Jakiś miesiąc temu jednak zaparłam się. Kiedyś dobrze działa na minie tak zwana dieta szwedzka, kopenhaska, czy po prostu ta sławna trzynastka. Niestety nie byłam w stanie jeść 500 kalorii dziennie, bo przy moim trybie życia padłabym już drugiego dnia, ale jadłam produkty z tej diety czyli mięso, nabiał, owoce, warzywa i ryby, i błonnik zamiast jajek na twardo. Bo po trzykrotnym przejściu tej diety przez okres 8 lat – do tej pory jajka na twardo nie jestem w stanie wziąć do ust. W tej diecie je się ich około 12 tygodniowo i to bez żadnych przypraw, nie mówię o majonezie, ale bez szczypty soli. A ja bez soli jajka nie przełknę.

Efekt? Dwa tygodnie temu weszłam w dwie pary spodni, a w zeszłym tygodniu w kolejne dwie pary w tym w moje ukochane szare Levi’sy. No i tu już widzę jakiś postęp. Bo zostały mi jeszcze jakiś 3 kg nadprogramowe i mam nadzieję że to już będzie tylko kwestia czasu.

A wnioski?

Niestety po leczeniu, ciężko jest wrócić do aktywnego trybu życia, a właśnie to jest ważne żeby tę prawidłową wagę osiągnąć. I żadne diety cud tu nie pomogą. Trochę ruchu, uczciwie i systematycznie i niestety zbilansowane i również regularne jedzenie. Znowu powiem na swoim przykładzie – jabłko lub grejpfrut zamiast bułeczki, coś lekkiego na śniadanie, ograniczenie rzeczy mącznych (pieczywa – klusek, makaronów), SŁODYCZY i najważniejsze – nie jedzenie po godz. 18.00. I właśnie to jest najtrudniejsze. I może jeszcze nie podjadanie w ciągu dnia, czyli tak zwane wrzucanie czegoś na „ząb”.

Nie wiem jakie jest doświadczenie innych nosicieli pasożytów z problemami wagowymi po sterydach, ale w moim przypadku to się świetnie sprawdza.

waga-help

6 myśli nt. „Sterydy i pasożyt – czyli dlaczego tak trudno stracić te „posterydowe” kilogramy.

  1. Witam serdecznie.
    Przede wszystkim życzę dużo zdrowia, bo wiemy że ono jest bezcenne. Zapraszam na mojego bloga zdrowolandia.blogspot.com znajdzie tam Pani wiele przepisów na zdrowe posiłki. Zajmuje się dietą dzieci chorych onkologicznie, ale myślę, że dla siebie również Pani coś znajdzie. Pozdrawiam.
    Kasia.

  2. Czytam, czytam i tak jakbym o sobie czytała. Też się teraz mocno zaparłam i powoli zaczynam czuć i troszkę widzieć efekty. Rzeczywiście jest to bardzo dlugotrawały proces. Ja powiem szczerze – byłam tak tym załamana że potrzebowałam nawet wsparcia lekarzy, bo było to dla mnie czymś nie do przyjęcia. Niestety szafa wymieniona w całości, ale mam nadzieję, że tak jak ty uda mi się również wcisnąć w moje ukochane jeansy, w których jechałam nawet do szpitala na operację (od operacji minął prawie rok):) pozdrawiam:)

  3. Dokładnie to samo przeżywam. I bardzo mnie irytowało kiedy słyszałam: zdrowie najważniejsze nieważne jak wyglądasz. Kurcze cycek wycięty, dół pechowy,włosów wypadły, ale bycie prosiaczkiem od stóp do głów mnie dobiło. Jak nie mogłam wejść w ciążowe spodnie, to się poryczałam 😉 Teraz 5 miesięcy po ostatniej chemii i 3 po zakończeniu radioterapii wzięłam się za siebie, 5 kg mnie. Choć idzie bardzo powoli 🙂 Wprowadzam dużo ruchu, tylko jeszcze tak słaba jestem i te bóle kości jak na torturach w średniowieczu 😉 I serce daje w kość. I choć znowu mnie stopują robię wszystko co mi organizm i rozum podpowiada 🙂 Aby wygrać z intruzem trzeba być w formie. Nic go nie dobije tak jak zdrowy styl życia. Ściskam mocno

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *