Jak to jest z tą marihuaną? To narkotyk, czy lek który przedłuża życie?

O marihuanie można już praktycznie przeczytać i usłyszeć wszędzie. Piszą i mówią o niej wszystkie media z dość dużą częstotliwością. Mówią o niej lekarze, politycy, matki chorych dzieci i osoby które zajmują się sprowadzaniem (nielegalnym) jej do Polski. Nie wiem czy powinnam się na ten temat wypowiadać, bo nie dotyczy on mnie bezpośrednio, ale im więcej słyszę o leczniczych właściwościach marihuany, im więcej pokazuje się udokumentowanych przypadków poprawy zdrowia po jej używaniu i im bardziej nasze kochane państwo odcina się od tego problemu, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu że chyba jednak coś w tym jest.

Zacznę jednak z własnego ogródka. Kilka lat temu, kiedy zdiagnozowano raka u mojego Taty, mieszkała u mnie kobieta z Ukrainy, która pomagała w opiece nad Tatą. Wtedy, właśnie od niej, usłyszałam że na Ukrainie chorym na raka podaje się wywar z marihuany, która rośnie w niemal każdym przydomowym ogródku i jest uprawiana właśnie na taki prywatny użytek. Ta kobieta przeszmuglowała trochę suszu z marihuany  i za moim pozwoleniem podawała go Tacie. Czy to przedłużyło Tacie życie? tego nie wiem, bo nowotwór zdiagnozowano u niego bardzo późno i to w bardzo zaawansowanej postaci.

Dwa lata temu, kiedy zaczynałam moje leczenie, ta sama kobieta przypomniała mi o marihuanie. Nie odważyłam się prosić ją o szmuglowanie przez granicę kolejnej porcji dla mnie, ale znalazłam gdzieś przez przypadek takie nasiona konopi w wersji bio. Nabyłam je i jadłam codziennie rano z mlekiem dosypując garść do musli. Nawet kilka osób śmiało się ze mnie, że chodzę non stop na haju i właśnie dlatego przeszłam tę chemię jak burza. Te ziarna niestety okazały się jakoś preparowane, bo próbowałyśmy z Kasią je rozmnożyć, niestety bez skutku. Czy mi pomogły? nie wiem, ale zjadłam je do końca i nawet ostatnio ktoś mnie prosił czy mogłabym jeszcze gdzieś ich poszukać, bo chętnie by się podczepił pod dostawę…….

Wtedy tak jakoś niespecjalnie zagłębiałam się w te teorie lecznicze, ale im bardziej jest to teraz nagłaśniane, tym bardziej zastanawiam się nad słusznością tej teorii, tym bardziej że coraz więcej badań naukowych ja potwierdza. Oczywiście cały czas uważam że na pierwszym miejscu jest medycyna konwencjonalna i proces leczenia który ustalają lekarze, ale czasem w tych – jak je nazywam „mądrościach ludu” coś jest, dlatego warto im się trochę lepiej przyjrzeć. Faktem jest że coraz więcej ludzi choruje na raka i w coraz większej ilości przypadków, standardowe leczenie się nie sprawdza. A nasze kochane państwo skutecznie utrudnia nam dostęp do leków, dlatego nie dziwię się ludziom że szukają jakiejś innej alternatywy. Jest dobrze, jeżeli udaje się rozwój pasożyta zatrzymać i jakoś nad nim zapanować, ale niestety nie zawsze standardowe leczenie daje dobre rezultaty. Nie wiem gdzie jest granica do której może posunąć się osoba terminalnie chora i jej najbliżsi szukając najróżniejszych leków, możliwości i metod które dawałyby choć cień szansy na wyzdrowienie. Znowu powiem z mojego ogródka, że w przypadku mojego Taty szukałam tych możliwości wszędzie, na zasadzie, że tonący chwyta się brzytwy…….. Szukałam lekarzy, mądrzejszych ludzi, onkologów, pytałam innych chorych – w szpitalu, w przychodniach, odnowiłam kontakty z ludźmi, których nie widziałam przez lata, szukałam dojść do badań, specjalistów.

Ile ludzie są w stanie zrobić, żeby uratować życie? Swoje życie? Życie swoich bliskich? Czy chociaż to życie przedłużyć? O rok? O dwa? O pięć lat? Gdzie jest ta granica? Czy ona w ogóle jest? Do czego można się posunąć żeby zdobyć ten sławny olej z marihuany jeżeli dawałby szansę na poprawę zdrowia? Czy na przeżycie jeszcze kilku lat? Kilku miesięcy? Znalazłam niedawno tekst na portalu tylkomedycyna.pl, z informacją że badania w USA potwierdzają to wszystko co nieoficjalnie mówi się o marihuanie. „Badanie przeprowadzone przez National Institute on Drug Abuse (NIDA), czyli organizację stworzoną przez amerykański rząd, dowodzi, że ekstrakty z konopi mogą być bardzo pomocne podczas radioterapii stosowanej w celu zwalczania komórek rakowych.” Nie będę skupiać się nad leczniczym działaniem marihuany, ale zastanawia mnie fakt, że tak negatywnie na ten temat wypowiadają się różne instytucje, a pośrednio także i media. Odpowiedź na to pytanie może być bardzo prosta. Gorącymi przeciwnikami legalizacji naturalnych metod leczenia mogą być przede wszystkim koncerny farmaceutyczne, dla których obecność skutecznego leku, który każdy może sobie sam zasadzić wydaje się być zupełnie nie na rękę. Poza tym sprzedaż leków onkologicznych to lukratywny biznes, który mógłby ucierpieć gdyby na dużą skalę upowszechniły się metody medycyny naturalnej.

Tak sobie coraz częściej myślę, komu w naszym kochanym kraju zależy na tym żeby ratować pacjentów w chorobą nowotworową? Żeby przedłużać im życie? Znam wiele osób, które same zbierają pieniądze na swoje leczenie, czy na leczenie swoich dzieci, bo ono nie mieści się w ramach wyznaczonych przez NFZ. Wielu pacjentów słyszy, że ich przypadki „nie rokują”, że statystycznie i teoretycznie „nie opłaca się” ich leczyć. W ilu przypadkach sprawdziłby się olej, czy napar z marihuany? O ile mógłby przedłużyć życie młodych ludzi? Teoretycznie już nieuleczalnych? Młodych kobiet? Matek małych dzieci? Czy ktoś z MZ czy NFZ-u potrafi odpowiedzieć na to pytanie?

Zastanawiam się też jakie są tak zwane koszty społeczne odmawiania leczenia kobietom, które mają małe dzieci? W całej Europie opłaca się te kobiety leczyć, przedłużać im życie, nawet na rok, na dwa, po to żeby dzieci jak najdłużej wychowywały się z matką. Czy  w naszym kochanym kraju istnieje takie pojęcie jak koszty społeczne, czyli nie podejmowana leczenia matki kilkorga małych dzieci?

Ale o już chyba temat na osobny wpis………

3 myśli nt. „Jak to jest z tą marihuaną? To narkotyk, czy lek który przedłuża życie?

  1. No cóż, mocno przerzucam angielskie strony szpitalne, stowarzyszenia i całego pakietu onkologicznego: http://www.macmillan.org.uk/ Co jakiś czas napotykam pytania na temat marihuany i wiem, że ten temat jest cały czas w sferze badań. Jednak do dzisiaj nie ma jednoznacznych wyników, że marihuana leczy raka. Wspomaga leczenie tak, ale … dopóki jednoznacznie nie potwierdzi, to jestem ostrożna. Przy gorzkich migdałach potwierdziła że straty są większe niż zyski, więc ja omijam. A w teorię koncernów farmakologicznych to tutaj nikt nie wierzy, leczenie raka w UK jest za darmo i naprawdę na leczeniu tego potwora nikt nie oszczędza. Chorych przybywa i nie ma lepiej wyposażonych oddziałów, jak te onkologiczne. A wszystko w zakresie podstawowego ubezpieczenia zdrowotnego, więc gdzie tu biznes? Na grypie byłby o niebo lepszy a przecież milionerem byłby ten co znalazłby lek na grypę patrząc na półki z lekami antygrypowymi ;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *